Żeby lepiej wczuć się w klimat mody z 2000 roku, postanowiłam zacząć od spięcia włosów w pozornie niedbałe koczki. Założyłam też długie złote kolczyki z perełkami i różową koszulę w kratę. Już na tym etapie czułam się, jakbym odbyła małą podróż w czasie, ale najlepsze było dopiero przede mną.
Dwadzieścia lat temu chodziłam do podstawówki i oczywiście próbowałam stawiać pierwsze makiajżowe kroki. Podkradałam mamie kosmetyki, żeby po kryjomu przemieniać się w swoje ukochane wokalistki. Na plakatach w moim pokoju prężyły się P!nk, Britney Spears i Christina Aguilera, więc poprzeczka była postawiona wysoko.
Modny makijaż z 2000 roku – co powinno się w nim znaleźć?
Dwie dekady temu królowały perły i błyski brokatowe. Na powieki nakładało się mocne kolory, a brwi (które ja teraz postanowiłam zostawić w spokoju, wybaczcie) wyskubywało do cienkich i łukowanych linii. Konturowanie ograniczało się do różu – najlepiej takiego w odcieniu brzoskwini lub maliny. Wyobrażacie sobie teraz skończyć poranny makijaż bez cieniowania bronzerem i rozświetlaczem? Te kosmetyki istniały, ale sięgali po nie profesjonaliści lub osoby lubujące się w odkrywaniu nisz w dziedzinie makeupu. W tej chwili są numerem jeden na drogeryjnych półkach czy w naszych kuferkach.
Makijaż ust nie mógł obyć się bez konturówki i bezbarwnego błyszczyka. Wargi miały być podkreślone i soczyste. W subkulturze grunge’owej pojawiały się szminki w ciemnobrązowych odcieniach o satynowym wykończeniu, ale look z pierwszych stron gazet dla modnych czytelniczek w 2000 roku to przeze wszystkim błysk.
Mój makijaż inspirowany rokiem 2000
Po nałożeniu podkładu tradycyjną metodą – za pomocą gąbeczki – przystąpiłam do aplikowania różu w przepięknym, ale intensywnym odcieniu. Zatoczyłam nim spore koło, chciałam żeby moje policzki były rumiane i rozświetlone drobinkami zatopionymi w tym kosmetyku.
Kolejny krok to makijaż oczu. Opalizujący na fioletowo błękit nałożyłam opuszką palca. Pokryłam całą powiekę ruchomą i strefę tuż pod jej załamaniem. Zbudowałam mocne krycie – pigmentacja takich cieni zwykle nie jest duża, ale chciałam wyciągnąć z tego cienia jak najwięcej, żeby iskrzące się w nim drobiny były widoczne z daleka.
Następnie za pomocą lawendowego (i bardzo jasnego) matowego cienia roztarłam granice cieniowania. Ten lekki fiolet powędrował prawie pod same łuki brwiowe.
Dolną powiekę potraktowałam bardzo podobnie jak górną. Na całej jej długości przeciągnęłam opalizujący fiolet i lekko roztarłam go jaśniejszą, matową wersją. Wisienkę na moim nostalgicznym torcie stanowiła matowa biel. Nią podkreśliłam strefę tuż pod brwią. Taki manewr zdarza mi się wykonywać we współczesnych makijażach, bo optycznie powiększa oko i sprawia, że look wygląda bardzo świeżo.
Przyszedł czas na błysk absolutny. Sięgnęłam po sypki brokat i upstrzyłam nim wewnętrzy kącik, kierując pędzel do środka dolnej powieki. Zależało mi na tym, żeby moje spojrzenie było maksymalnie podkreślone. Każdy ruch miał odbijać i załamywać światło, jednocześnie „otwierając” oko.
Rzęsy pomalowałam mascarą Rimmel Kind and Free w odcieniu 01 Black. To wegański tusz do rzęs, który ma właściwości odżywcze. W 2000 roku takich produktów nie było na rynku, ale żeby uzasadnić mój wybór, zaznaczę, że jego szczoteczka jest drobna i ma klasyczny kształt – taki, jaki był popularny właśnie dwie dekady temu.
Makijaż ust zaczęłam od wyrysowania konturu za pomocą kredki w lekko zgaszonym odcieniu bordo. Nie przesadzałam w nadawaniu im nowego kształtu, chciałam żeby wyglądały w miarę możliwości naturalnie. Gotowy kontur lekko przyklepałam opuszką, żeby nie był ostry.
Błyszczyk aplikowałam szczodrze. Dwie solidne warstwy wystarczyły, żeby moje wargi optycznie wydawały się większe, a kartki z kalendarza zaczęły pokazywać datę sprzed dwudziestu lat.
Muszę przyznać, że takie eksperymenty makijażowe lubię najbardziej. Dzięki próbie odtworzenia modnej stylizacji inspirowanej rokiem 2000 zdałam sobie sprawę, jak bardzo zmieniły się trendy i podejście do samego produktu. Teraz nakładamy na siebie zdecydowanie więcej kosmetyków, nie skupiamy się tak bardzo na błysku czy… wyskubywaniu brwi. Jedno jest pewne, w takim looku czułam się bardzo dobrze. Myślę, że teraz chętniej będę sięgać po brokat, bo bardzo spodobało mi się moje oko w wydaniu dyskotekowym.
Po więcej porad i inspiracji kosmetycznych zapraszam do działu Dbam o urodę.
Komentarze (0)