Frau D.
„Musiałyśmy przyjmować każdego wieczoru ośmiu mężczyzn, w ciągu dwóch godzin. Wchodzili do środka, musieli iść do pokoju lekarskiego, żeby dostać zastrzyk, mogli wybrać numer, więc więźniarkę, mogli wykonywać „swoje rzeczy”, do środka, do góry, do dołu, na zewnątrz i z powrotem, dostawali jeszcze jeden zastrzyk i wychodzili” - świadectwo pani W. to jedna z trzech historii przymusowych pracownic seksualnych, które na początku lat 90. poznali Niemcy. Dzięki temu do historii przeszła też pani D., była przymusowa pracownica burdelu SS w Buchenwaldzie. Od 1943 roku wielokrotnie wykorzystywano ją seksualnie, dręczono psychicznie. W 1945 roku, na kilka tygodni przed klęską nazistów, panią D. wywieziono do zakładu zamkniętego w Farmsen.
Binjamin Wilkomirski
„Przez całe dekady milczałem, ale moja pamięć nie mogła zostać wymazana (...) Pukanie się w czoło czy agresywne pytania szybko mnie uciszyły (...) Jak łatwo sprawić, by dziecko straciło zaufanie do własnych myśli, odebrać mu głos” - pisał w niewydanej w Polsce książce „Bruchstücke. Aus einer Kindheit 1939–1948” („Fragmenty. O dzieciństwie 1939-1948”) Binjamin Wilkomirski. Jego dziennik, stylizowany na dziecięce wspomnienia, to wstrząsająca lektura. Już na początku lądujemy w świecie, w którym nic dobrego nie może się wydarzyć. Ojciec narratora-bohatera ginie w wypadku samochodowym. Rodzina zaczyna tułaczkę. Z Rygi do Lwowa, ukrywając się na wsi u polskiej gospodyni, później Majdanek, kolejny, tym razem niezidentyfikowany obóz koncentracyjny, sierociniec w Krakowie, aż do szczęśliwej adopcji. W wywiadach Wilkomirski mówił, że z Majdanka przewieziono go do Auschwitz, choć tu nie był pewny.
Jego książkę w ekspresowym tempie wydano w dziewięciu językach, a recenzenci podkreślali unikatowości formy – stylizowanej na dziecięcy dziennik, pełnej braków i białych plam. Każdy świadek jest wyjątkowy, ale niektórzy lepiej to zapisują. To brutalna prawda o gradacji wspomnień, o tym dlaczego dziś czytamy i znamy niektóre z nich, a inne pozostają zapomniane, lub znane tylko w wąskim gronie specjalistów.
Ludwik Hering
„Wychylona do połowy dziewczyna wyprężała się do skoku. (...) Żar ją wypchnął - stanęła na parapecie - ostrożnie, bokiem, nie patrząc w dół. Przyklękła niezdarnie - opuściła jedną nogę - potem drugą - zawisła na naprężonych rękach, wbita palcami w listwę (...) puściła drewno - leciała jak zerwana z krzyża" - płonie warszawskie getto, bezradność obserwatora z opowiadania Ludwika Heringa „Ślady” udziela się czytelnikowi – wiemy już jak ta historia się skończyła, wiemy też dlaczego się zaczęła (na pewno?), znamy te obrazki, ale wciąż je przeżywamy, z każdym opisem staramy się zrozumieć. Ludwik Hering w trzech opowiadaniach z wydanego kilka lat temu przez Czarną Owcę tomu „Ślady” pokazuje z niezwykłą precyzją gettową, żydowską rzeczywistość. W opowiadaniu „Meta” pisze coś znamiennego: „Warszawa żyła gettem jeszcze długo po jego śmierci – aż do własnego końca”. A nawet kilka miesięcy dłużej.
Jorg Konopka
I w końcu Jorg Konopka z Pilchowitz, „skromny, cichy strzelec”. Po polsku mówią do niego „Jerzy”, po niemiecku „Georg”. Jest grudzień 1944 roku, dopalają się ruiny Warszawy, w których koczuje kilka tysięcy osób. Jeszcze są Niemcy, ale wiadomo, że to ich ostatnie chwile w mieście, którego już prawie nie ma. Na ślad Jorga trafia Ryfka, która poszła szukać jedzenia dla siebie i Jakuba. Ta egzotyczna trójka za chwilę pójdzie spać pod jednym piwnicznym stropem, a Jurek opowie nam swoją historię - trochę pogubionego w świecie Ślązaka, który na grube zjechał mając szesnaście lat, a gdy trzy lata później powołano go do niemieckiego wojska, wciąż nie wyjechał poza Kreis Tost-Gleiwitz, co w Polsce wolimy zapisywać jako powiat toszecko-gliwicki. Opowieść o tym jak Jurek trafił do Warszawy to jeden z bardziej brawurowych fragment „Królestwa” Szczepana Twardocha.
Cztery relacje, cztery unikaty – wyjątkowa relacja prostytutki, niezwykły paradziennnik, wstrząsający naturalizmem obraz getta i skomplikowanie (nie)polskich losów. I cztery fikcje.
Okazuje się, że Pani D. zmyśliła swoją opowieść, a mechanizmy, które ją do tego zmyślenia doprowadziły opisuje w „Przemilczanych” Joanna Ostrowska.
Binjamin Wilkomirski również zmyślił swoje wspomnienia, a śledztwo przeciwko niemu to jeden z najciekawszych przypadków fact-checkingu we współczesnej historii. W internecie znajdziecie artykuł Aleksandry Iwanow, z którego korzystałem (to jej tłumaczenie książki Wilkomirskiego przytaczam).
Ludwik Hering wykorzystał własne doświadczenie, ale jednocześnie zasłonił się za kurtyną narratora, zostawiając nam nieliczne tropy autobiograficzne.
Jorg Konopka jest jednym z bohaterów powieści Szczepana Twardocha, „Królestwo”, a więc postacią z natury swej fikcyjną. Historia to opowieść o tym, co się wydarzyło. Wierzymy narratorom, wierzymy świadkom, ale też ufamy pisarzom i pisarkom, że światy, które opisują kiedyś się działy.
W „Królestwie” spotkamy się ze światem apokalipsy opowiedzianej z perspektywy świadków, których możemy pamiętać z bestsellerowego „Króla”. Świadków reprezentujących grupy wciąż wykluczone z oficjalnej, polskiej narracji historycznej. Mogli istnieć, raczej istnieli, ale dzisiaj o nich zapominamy. I choć w manierze sowizdrzalskiej, historii przygodowej, Twardoch ma nadzieję oddać im głos.
Mamy też Ostrowską i „Przemilczane”, które pokazują, że każdy pisarz najpierw potrzebuje źródeł. A te w „Przemilczanych” po raz pierwszy przemawiają w obronie i rehabilitacji przymusowych pracownic seksualnych. Henry James w „The Art of Fiction and Other Essays” pisał, że „Nie sposób sobie wyobrazić, za kogo uważa się powieściopisarz, jeśli nie uznaje siebie za historyka, a swej opowieści za historię” (tłum. Monika Adamczyk). Twardoch z pewnością jest kimś na kształt historyka. Takiego badacza, który stara się dostrzec rzeczy do tej pory nieopisane, ale prawdopodobne, pokazującego losy, które umiemy sobie wyobrazić i umiejscowić w wojennych dekoracjach. Twardoch opowiada o Polsce, która mogła się zdarzyć. I tylko od nas zależy, czy tej wizji wierzymy, czy jednak uważamy ją za zbyt fikcyjną. Ja mam sporo wątpliwości.
Pomiędzy fikcją a rzeczywistością dzieje się polska historia. Często mam wrażenie, że gdyby nie literatura, nigdy byśmy nie spróbowali dotrzeć do jądra ciemności naszej historii. Dzięki Twardochowi i Ostrowskiej, choć z różnych pozycji, jesteśmy bliżsi poznania naszej historii.
Komentarze (0)