Wegański tusz do rzęs od Rimmel
Maskara Rimmel KIND & FREE swoje największe walory ma zaklęte w nazwie. Jej w 100% wegańska formuła została dodatkowo wzbogacona o organiczne masło shea. Poza nim w składzie znajduje się 99% innych dobroczynnych i naturalnych substancji – chociażby biotyna, która wzmacnia strukturę włosków, odżywiając je i nadając im objętości. Kremowa konsystencja tuszu bardzo ułatwia nakładanie kosmetyku.
Wielką zaletą tego tuszu do rzęs jest brak zapachu, a co za tym idzie brak substancji perfumowanych na liście ingrediencji. W moim przypadku to niezwykle istotne, ponieważ mam bardzo wrażliwe powieki i zdarzało mi się reagować alergicznie na kosmetyki zawierające wonne związki w produktach do makijażu oczu.
Formułę obu tuszów doceniłam także w trakcie demakijażu. Nie dość, że pigment zmył się już w pierwszej fazie, czyli podczas oczyszczania płynem micelarnym, to jeszcze nie podrażnił oczu i nie rozmazał pod czy nad powiekami. Co ciekawe, nie oznacza to słabej trwałości. Makijaż oka wyglądał dobrze przez cały dzień i ani nie odbijał się na powiekach, ani nie kruszył.
Na uwagę zasługuje także aplikator. Niewielka szczoteczka wykonana z biowłókien, ma klasyczny kształt – walcowaty, zwężony u góry. Gęste, spiralnie skręcone włosie zapewnia mocne pokrycie rzęs, a w konsekwencji efekt pogrubienia i wydłużenia bez grudek czy nadmiernego sklejania się kępek. Intensywność można stopniować poprzez dodawanie kolejnych warstw, chociaż mam wrażenie, że już po jednej aplikacji wszystko wygląda bardzo dobrze. Włoski są ładnie rozdzielone – wyglądają naturalnie.
Brązowy tusz do rzęs – jak go nosić?
Tusze do rzęs Rimmel KIND & FREE są dostępne w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej oraz brązowej. Ta druga opcja na moich naturalnie bardzo ciemnych rzęsach wygląda świetnie – przybiera hebanowy odcień i łagodzi spojrzenie. W świetle dziennym dużo wyraźniej widać, że nie jest to klasyczna, czarna maskara. Makijaż oka wygląda dzięki temu świeżo, lekko oraz niezwykle naturalnie. Okazja do stworzenia wiosennego makijażu w subtelnej odsłonie.
Brązowy tusz do rzęs świetnie sprawdza się także w przypadku osób z jasną oprawą urody. Nie jest zbyt kontrastowy, nie odcina się od brwi czy włosów, za to podkreśla zielone, niebieskie czy szare tęczówki.
Czarną wersję tuszu Rimmel KIND & FREE muszę pochwalić za… czerń. Jest intensywna, dramatyczna i bardzo mocno podkreśla spojrzenie. Chętnie będę z niej korzystać, tworząc codzienne makijaże oraz te wieczorowe – smoky eyes czy efektowna jaskółka w towarzystwie kruczoczarnej maskary mogą się prezentować świetnie! Jeśli jesteście ciekawi, jak tusz Rimmel KIND & FREE wygląda na powiece pomalowanej intensywnym cieniem, zajrzyjcie do artykułu „Makijaż 2000 – te trendy sprzed dwóch dekad właśnie wracają”. W tym tekście odtwarzałam look inspirowany modą na lata dwutysięczne, która właśnie powraca do naszych kosmetyczek i szaf.
Twist Up the Volume, czyli klasyka od Bourjois w odświeżonej wersji
Pod moją kosmetyczną lupą znalazły się dwie propozycje od marki Bourjois: maskary Twist Up the Volume Ultra Brown oraz Balm Booster. Pierwszy wariant to całkowita nowość w ofercie, a drugi stanowi przykład udanej renowacji. Formuła obu tuszów do rzęs jest tak lekka, że aż trudno uwierzyć w moc pigmentacji! A jest ona ogromna. Intensywne odcienie idą też w parze z pogrubieniem i wydłużeniem włosków.
Wielkim plusem tych produktów jest ich trwałość. Traf chciał, że w dniu testowania masakry poszłam do kina na film, który wycisnął ze mnie kilka łez wzruszenia. To nie są tusze wodoodporne, więc spodziewałam się tragedii na powiekach, a o dziwo nie znalazłam nic poza kilkoma delikatnie sklejonymi kępkami.
W składzie tuszów znajdziecie kolagen, peptydy, biotynę oraz keratynę – to substancje, które odżywiają i wzmacniają rzęsy, co przy niezwykłej lekkości formuły daje gwarancję polepszenia kondycji włosków. Świetna wiadomość dla tych osób, które nie wyobrażają sobie codziennej rutyny makijażowej bez podkreślenia spojrzenia przy użyciu tego kosmetyku. Na dłuższą metę, stosowanie Twist Up the Volume może okazać się zbawienne w skutkach.
Ikoniczna szczoteczka obrotowa Twist Up the Volume
Tusze do rzęs od Bourjois z obrotową szczoteczką to absolutny hit. Dają możliwość dowolnego wykańczania looku i stopniowania efektu. Silikonowy aplikator w formie wyprostowanej wydłuża, a ten skręcony przyczynia się do zwiększenia objętość kępek. Ja zwykle najpierw nakładałam tusz w pierwszej konfiguracji, a potem dodawałam objętości drugą, ale warto trochę poeksperymentować, żeby znaleźć technikę idealną dla siebie. Tym bardziej, że stopień skręcenia maskary da się stopniować. Kontrolę nad nim daje skala na opakowaniu – to niewielkie kropeczki u nasady zakrętki.
Czarna czerń i brązowy brąz
Brązowy tusz do rzęs Ultra Brown z kolekcji Twist Up the Volume ma odcień gorzkiej czekolady. Na moich rzęsach efekt najlepiej prezentuje się w towarzystwie jasnobrązowych cieni. Kolor tuszu świetnie koresponduje zarówno z chłodnymi jak i ciepłymi tonami. To ważna wiadomość, bo nie trzeba się obawiać zbytniego kontrastu względem całej oprawy twarzy.
Nazwa wariantu czarnego, czyli Ultra Black mówi sama za siebie. Głębia pigmentu mnie oczarowała. Czułam, że moje spojrzenie jest bardzo mocno podkreślone, ale rzęsy nie były ciężkie. Kępki – szczególnie u nasady – prezentowały się świetnie – nie miałam nawet ochoty domalowywać sobie kresek na powiece, bo ta i tak już była pięknie wyciągnięta.
Zachęcam was do przetestowania tych produktów. Zwróćcie uwagę na ich trwałość i fakt, że mają bardzo dobre składy. Jeśli do tej pory nie nadarzyła się okazja, by umalować rzęsy brązowym tuszem, to koniecznie ją stwórzcie, bo efekt może nieźle was zaskoczyć! A po więcej artykułów dotyczących kosmetyków oraz technik ich zastosowania, zaglądajcie do działu Dbam o urodę.
Komentarze (0)