Melka Kowal swój pierwszy film na TikToka wrzuciła w 2020 roku. S0ymel, bo pod takim pseudonimem tworzy, szybko dała się poznać jako osoba z ogromnym poczuciem humoru. Jej szczerość i zmysł obserwacyjny przyciągały użytkowników szukających rozrywki oraz poleceń zakupowych, modowych, pielęgnacyjnych, kulinarnych, a w końcu literackich. Te ostanie są dla Melki szczególnie ważne. Z miłości do czytania wzięła się za pisanie – jest autorką serii „Nieostatnie pożegnanie” i książki „Dziewczyna, którą zapomniano”, która już rozgościła się na półkach Empiku.

Przekonajcie się, jaką historię wymyśliła mistrzyni… wymyślania historii. Skąd pomysł na książkę i jak ona powstawała? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w naszej rozmowie.

Aleksandra Woźniak-Tomaszewska: Literatura z gatunku young adult stała się bardzo popularna – nie tylko wśród  najmłodszych. Jak myślisz, z  czego wynika zainteresowanie książkami dla młodzieży?

  • Melka Kowal: Coraz więcej młodych ludzi działa w mediach społecznościowych, a co za tym idzie, starsi użytkownicy mają z nimi kontakt. Możemy posłuchać o ich problemach, rozterkach, rozczarowaniach oraz rzeczach, które ich cieszą. Osobiście uważam, że generacja Z jest szalenie fascynująca. Mnie zachwyca to, że są zdeterminowani, by iść po swoje, by mówić o niektórych sprawach głośno. Są silni.
    Pisząc swoją książkę myślałam o tych młodych ludziach, których poznałam głównie dzięki TikTokowi, ale miałam też w pamięci siebie sprzed lat. Zdecydowanie lepiej by mi było, gdybym była zetką (śmiech). Czuję, że wiele osób piszących i czytających ma podobne wrażenie.

Mówisz o sobie sprzed lat i tej refleksji, że było by ci łatwiej. To bardziej wspominanie i porównanie czy jednak wymyślanie siebie na nowo?

  • Zacznę od tego, że Sara – bohaterka mojej książki – nie jest wzorowana na mnie, więc w tym sensie nic nie przepracowuję. Niektóre jej cechy czy przemyślenia są oczywiście podobne do moich, ale też podobne do cech i przemyśleń bardzo wielu osób. Szczególnie młodych. Poza tym mam wrażenie, że pokolenie millenialsów, do którego należę, jest bardzo skryte. To efekt wychowania przez rodziców doświadczonych trudami życia w PRL-u. Zanim mogłabym wymyślić siebie na nowo – chociażby dzięki pisaniu książki – musiałabym najpierw siebie dobrze poznać.
    Największą frajdę przy pisaniu sprawia mi możliwość kreowania postaci – wymyślania dla niej świata i cech. Obserwowanie ewolucji, jaką przechodzi bohater jest bardzo ciekawe i faktycznie skłania do refleksji nad samym sobą. Jednak jest on bytem odrębnym ode mnie. Żyje w moim komputerze, niby nim rządzę (śmiech).Czasem podejmuje inne decyzje, niż ja.

 

Melka Kowal
Melka Kowal (S0ymel), materiały promocyjne wydawcy

 

Twoja bohaterka Sara Henderson, czyli „Dziewczyna, którą zapomniano” miała fajne życie, przyjaciół, rodzinę, miłość. Szybko zafundowałaś jej zmianę, ale nie była to taka klasyczna wywrotka. Poza utratą stabilizacji, Sara w pewnym sensie utraciła tożsamość – ludzie o niej zapominali chwilę po tym, jak zniknęła im z oczu. Skąd pomysł na tak złożoną przypadłość?

  • To moja ulubiona historia! Kiedy pisałam pierwszą część „Nieostatniego pożegnania”, czyli moją debiutancką książkę, byłam bardzo wstrząśnięta. Wydałam ją w ramach selfpublishingu. Mocno przeżywałam tę sytuację, odczuwałam lęk w związku z kończeniem opowieści, koniecznością rozstania z bohaterkami. Moja głowa była bardzo obciążona i nie mogłam spać. Żeby się odstresować wieczorami oglądałam dużo filmów, szczególnie takich, które miały kilka części – to pomagało mi zająć myśli. Jedną z serii był „Harry Potter”. Pod koniec Hermiona Granger wymazuje pamięć swoim najbliższym. Dokładnie pamiętam, co poczułam.

    Byłam zmęczona pisaniem, swoim stanem ducha, emocjami związanymi z tym smutnym finałem historii z filmu, ale i tak mnie olśniło. Przecież gdyby Hermiona chciała odwrócić skutek zaklęcia, ale by jej się to nie udało i pozostała zapomniana przez wszystkich na zawsze, to mamy gotową fabułę na zupełnie osobne dzieło! Nadal mam w telefonie notatkę z pierwszym szkicem opowieści z tym jednym motywem, która zamieniła się w książkę „Dziewczyna, którą zapomniano”.

A czym inspirowałaś się, tworząc pozostałą magiczną oprawę fabuły?

  • To już jest moja odklejka (śmiech). Nie chcę zbyt wiele zdradzać, postaram się naokoło opowiedzieć o swoim toku myślenia. Punktem wyjścia było to, że ludzie o Sarze zapominają. Ale dlaczego tak się dzieje? Czy uderzył ją piorun podczas magicznej burzy i nagle zyskała czarodziejską moc? Taki w sumie był pierwszy pomysł (śmiech). Potem uznałam, że nie chcę całej akcji zaczynać w tak prosty sposób. Zabrałam się do szukania różnych motywów z kultury i trafiłam na poszlakę, która zaprowadziła mnie do celu. Gwarantuję, że każdy, kto przeczyta książkę, będzie wiedział od razu, co chodzi, ale ja bardzo nie chcę tu psuć zabawy czytelnikom. Zmierzcie się z tą cebulą i jej warstwami (śmiech).

Jak wyglądał proces powstawania opowieści? Od razu wiedziałaś, co i komu się przytrafi, czy dałaś sobie przestrzeń na spontaniczność?

  • Ja piszę bardzo spontanicznie. To moja wada i zaleta (śmiech). Plusem takiej postawy jest to, że mogę pisać niezależnie od weny – nie trzeba na nią czekać. Nie muszę też specjalnie organizować czasu czy przestrzeni do pisania. Minusem jest natomiast to, że jak już zacznę tworzyć, nie mam pojęcia, dokąd mnie klawiatura zaprowadzi. Ja sobie mogę zaplanować, że moja postać pójdzie do jakiegoś miejsca, a potem wykona jakąś czynność. Jednak w trakcie pisania sceny wpadnę na zupełnie inny pomysł i nagle wszystko całkiem się odwróci.

    „Dziewczyna, którą zapomniano” powstawała w taki sposób, że napisałam podstawę, którą omówiłam z moją przyjaciółką Klaudią. To było bardzo dobre. Ona zadawała mi masę pytań, mówiła, co jej się podoba, a co nie. Mój pisarski mózg przetwarzał wszystkie informacje i aż mruczał z zadowolenia (śmiech). Wiedziałam dzięki temu, jak fabuła powinna się potoczyć. Tego planu wymyślonego podczas plotek telefonicznych trzymałam się w 70%, ale cały trzon opowieści zawdzięczam właśnie takiemu procesowi twórczemu, jaki wypracowałam z przyjaciółką.

 

Dziewczyna, którą zapomniano

 

W jednym z materiałów na TikToku podzieliłaś się z widzami myślą, że rozstanie z bohaterami książki jest dla ciebie bardzo trudne. Co wywołało w tobie takie emocje?

  • No to teraz muszę spróbować się nie rozpłakać (śmiech). Już jako czytelniczka miałam coś takiego, że kończenie książki wiązało się z wielkimi emocjami, szczególnie jeśli czytałam wielotomową serię. Przewracając ostatnią stronę ostatniego tomu czułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Jakbym straciła wieloletnią paczkę przyjaciół. Każdą książkę tylko raz da się przeczytać po raz pierwszy (śmiech) – emocje związane z poznawaniem świata i jego bohaterów są niepowtarzalne.
    Z perspektywy pisarki jest bardzo podobnie. Moje bohaterki były ze mną długo. One się zmieniały i ja się zmieniałam. Zakończenie pisania to zakończenie ważnego etapu, co jest trudne i przytłaczające.

Czy doświadczenie w tworzeniu contentu na TikToka pomogło w napisaniu książki? W końcu twoje filmy są bardzo kreatywne, masz storytellingowe umiejętności, kreujesz postaci itp.

  • Moja pierwsza książka „Nieostatnie pożegnanie” powstała właśnie dlatego, że stworzyłam film na TikToka, który stał się viralem. Wiele dziewczyn pisało w komentarzach, że chciałoby mieć taką relację z przyjaciółką, jaką ja pokazałam. „Tak ma być między nami, jak umrzesz” – trochę straszne, ale jednocześnie śmieszne. To mnie zainspirowało do wymyślenia postaci Oliwii i Marleny oraz całej serii – liczącej aktualnie trzy książki.

    Można powiedzieć, że TikTok zachęcił mnie do pisania, chociaż ja zawsze miałam słabość do języka polskiego i angielskiego. Jako mała dziewczynka składałam swoje książki ze sklejonych kartek papieru. Opisywałam historie inspirowane wydarzeniami z bajek, rysowałam ilustracje. Potem pisałam wiersze, opowiadania, pamiętniki, blogi – wszystko to jednak było tylko dla mnie, do szuflady. Nie uważam się za osobę tchórzliwą, ale pokazywanie ludziom swojej twórczości wydaje mi się bardzo poważną sprawą. Dzielenie się swoją wrażliwością, obnażanie artystycznej części duszy stanowi wyzwanie. TikTok pomógł mi się na to otworzyć, zachęcił do pokazywania siebie, pomógł w mierzeniu się z feedbackiem – dobrym i złym.

Na TikToku zdarzało ci się polecać książki, mówić o tym, co według ciebie daje czytanie. Jaki wpływ na czytelnictwo mogą mieć takie książkowe enklawy? Myślisz, że dzięki nim wzrośnie ilość miłośników literatury?

  • Myślę, że może tak być. Żeby wyrobić sobie opinię o jakiejś publikacji, trzeba ją przeczytać, więc polecanie książek albo ich krytyka ma duże znaczenie. Czasem czytamy coś, co samo by nas nie zainteresowało, gdyby nie opinia kogoś innego. Poza tym, jeśli jakiś influencer napisze książkę – fabularną, reportażową, wspomnieniową – to nawet osoby, które nie czytają na co dzień, ale lubią daną osobę, będą chciały sprawdzić, jaka ta książka jest. Grono czytelników się poszerzy. Może dzięki takiej jednorazowej przygodzie ktoś pokocha literaturę? Moja przyjaciółka Klaudia zaczęła więcej czytać dlatego, że pomagała mi z moją powieścią. Wciągnęła się z nieoczywistego powodu (śmiech).

Gdybym spojrzała na twój regał z książkami, to co bym na nim znalazła?

  • Prawie samą fantastykę. Czytam książki Sarah Janet Maas – cenię ją za to, że bardzo mnie zaskakuje, serwuje takie twisty fabularne, że szczęka opada (śmiech). Bardzo lubię też Leigh Bardugo – jej książki doczekały się ekranizacji, więc jeszcze więcej osób mogło je docenić. Trzecią pisarką, którą cenię jest Stephanie Garber, czyli autorka serii „Caraval” i „Baśni o złamanym sercu” – tu chcę pochwalić sposób budowania świata i postaci.

Więcej rozmów z waszymi ulubionymi twórcami i twórczyniami znajdziecie w dziale Wywiady.

 

spotkanie z Melką Kowal