Sheperd znajduje dla swojej opowieści doskonałą ramę literacką – fragment „Jak wam się podoba” Szekspira, w którym oprócz wysoce rozpoznawalnego cytatu „świat jest teatrem, aktorami ludzie” (przekład Leona Urlicha) dostajemy charakterystykę siedmiu etapów ludzkiego życia, od kwilącego niemowlątka poprzez wiek szkolny, różne fazy dojrzałości, starość, a wreszcie powrót do stanu bezbronności i absolutnej kruchości. Autor „Siedmiu wieków śmierci” (przekład: Iwona Michałowska-Gabrych i Patrycja Zarawska) konsekwentnie porządkuje więc przypadki ze swojej kariery pod względem wieku, w każdym rozdziale pokazując kilka możliwych scenariuszy zgonu.
Na co można umrzeć?
Spójrzmy na przykład na niemowlęta: po skomplikowanym procesie rozwoju zarodka i płodu następuje poród i jeżeli te dwa elementy przebiegły bez problemów, możemy odetchnąć z ulgą – nie, niestety. Sheperd pisze, że pierwszy rok życia jest najtrudniejszy, a ryzyko śmierci ponownie osiągnie ten poziom dopiero kiedy skończymy 55 lat (wtedy żniwo zaczną zbierać styl życia i czynniki środowiskowe). Niemowlęta umierają więc z powodu wrodzonych wad, ale duża liczba zgonów spowodowana jest rodzicielskimi zaniedbaniami czy przemocą. Uderzający jest pierwszy opisywany przez Shepherda przypadek – dziecko umarło, ponieważ jego ojciec, specjalizujący się w medycynie alternatywnej, nie dopuszczał do wiadomości, że wrodzona wada metaboliczna uniemożliwia półrocznemu synowi przyswajanie fruktozy. Chłopca zabiły głupota ojca, odmawiającego skonsultowania problemu z pediatrami, i zdrowa dieta, bogata w owoce, warzywa i miód.
Potem następują statystycznie najbezpieczniejsze lata, pomiędzy piątym a czternastym rokiem życia. Większość wad wrodzonych już się ujawniła, dzieciom zagrażają głównie białaczka i wypadki drogowe. Jako matka dziewięcioletniej córki mogę potwierdzić, że jest to przyjemny czas – mój mały pulpet wyrósł na dziewczynkę, która potrafi sama zrobić kanapkę, wykąpać się, ubrać i wyjść na spacer z psem, ale nie odczuwa jeszcze potrzeby chodzenia na imprezy, eksperymentowania z alkoholem i palenia papierosów w piwnicy, czy gdzie się je tam obecnie pali w czasach wszechobecnego monitoringu. Istnieje oczywiście legendarny pedofil w krzakach, przez którego nasze dzieci nie mogą już same wychodzić na podwórko i poruszać się po mieście, ale Sheperd twierdzi (i ma na poparcie tego statystyczne dane), że większości krzywd dzieci doznają w środowisku rodzinnym za sprawą niezrównoważonych rodziców czy rozmaitych wujaszków wpadających z wizytą.
Opowieść o życiu i śmierci
Mogłabym tak oczywiście streścić całą książkę, ale nie o to chodzi, bo przecież umiecie czytać. Dodam jeszcze, że „Siedem wieków śmierci” to oczywiście nie tylko dane statystyczne. Autor wplata w opowieści o kolejnych zmarłych opowieść o swoim życiu: o ojcu i starszym rodzeństwie, o kuzynie, który zmarł na uleczalnego w większości przypadków chłoniaka, ponieważ słuchał szamana, a nie onkologa, o własnych problemach ze zdrowiem i ignorowaniu wielu zasad zdrowego życia pomimo medycznego wykształcenia, o okresie intensywnego picia, przed którym nie ustrzegł go wpisany znakomicie w pamięć obraz zniszczonych przez nadużywanie alkoholu wątrób. To także refleksje nad śmiercią w podeszłym wieku, starczą demencją i pytaniem o eutanazję, na które wcześniej czy później środowiska medyczne i etyczne będą musiały zdecydowanie odpowiedzieć. Żyjemy coraz dłużej, mierzymy się więc z innymi parametrami jakości życia u jego kresu. Jak długo można podtrzymywać rozmaite terapie? Jak długo podawać wodę i pokarmy człowiekowi, który jest u progu agonii?
Muszę też dodać, że każdy rozdział to pasjonująca zagadka kryminalna, chociaż nie do końca wypada tak pisać o osobach, które umarły przedwcześnie i często w nieprzyjemnych okolicznościach. Ciało na stole, doktor Sheperd w akcji, kolejne anatomiczne struktury zostają odsłonięte, przeanalizowane, opisane i wszystko staje się jasne, a czytelnik/czytelniczka otrzymują przystępną lekcję z zakresu budowy i funkcjonowania ciała.
Nie jest to lektura przyjemna, bo uświadamia dobitnie, że nasze ciała nie są nieśmiertelne, niszczeją z każdym dniem. Ale być może takie memento mori jest nam czasami potrzebne.
Więcej recenzji znajdziesz na Empik Pasje w dziale Czytam.
Komentarze (0)