Earvin Magic Johnson
Ikona lat osiemdziesiątych. Pięciokrotny mistrz NBA z Los Angeles Lakers, trzykrotny MVP (tytuł przyznawany najlepszemu zawodnikowi) sezonu, finałów oraz meczu gwiazd. Członek legendarnego Dream Teamu z igrzysk olimpijskich w Barcelonie (1992 r.). Ale przede wszystkim człowiek, który na zawsze zmienił postrzeganie wirusa HIV w społeczeństwie.
Magic zrewolucjonizował grę na pozycji rozgrywającego. Ze wzrostem 206 cm był większy od wszystkich swoich rywali. Do tego był niezwykle szybki, a przeglądem pola nie dorównuje mu prawdopodobnie żaden zawodnik w historii tej dyscypliny. Wyjazd na igrzyska miał być zwieńczeniem wspaniałej kariery.
Jednak 7 listopada 1991 roku, na specjalnej konferencji prasowej, zaszokował cały świat. Przedsezonowe wyniki badań wykazały, że Magic jest nosicielem wirusa HIV. Jak sam przyznał, było to najprawdopodobniej wynikiem częstych kontaktów seksualnych z różnymi kobietami.
W Stanach Zjednoczonych wybuchła panika. Taka informacja, w tamtych czasach, była dla ludzi ogłoszeniem wyroku śmierci. Warto dodać, że nieco ponad dwa tygodnie później swoją chorobę ogłosił Freddie Mercury. Dwa dni później zmarł. Johnson chciał żyć, choć nie chciał już grać w koszykówkę. Podobne odczucia mieli jego koledzy i rywale z boiska, którzy wprost domagali się, by Magic nie pojawił się więcej na parkiecie.
Mimo to Johnson jeszcze kilkukrotnie wracał do gry. A to w meczu gwiazd, a to na wyżej wspomnianych igrzyskach, czy nawet na znaczną część sezonu w 1996 roku. „Jestem błogosławieństwem sprawy HIV i jednocześnie jej przekleństwem” – powiedział w wywiadzie dla amerykańskiej stacji ESPN, która jego deklarację wybrała w 2004 roku najważniejszym sportowym wydarzeniem dekady. W tych słowach zawiera się wszystko – gdyby nie choroba, Magic mógłby osiągnąć jeszcze więcej. Jednak z drugiej strony wywarł ogromny wpływ na postrzeganie nosicieli wirusa HIV, dzięki czemu wiemy dziś o tej chorobie znacznie więcej.
Larry Bird
Nie da się pisać o Magicu, bez wspomnień o Larrym Birdzie. Ich rywalizacja w latach osiemdziesiątych wzniosła koszykówkę na zupełnie inny poziom. Obaj, choć na innych pozycjach (Bird był skrzydłowym), walczyli ze sobą o miano najlepszego zawodnika, jeszcze na poziomie uniwersyteckim. Prawdziwe show zaczęło się dopiero po przyjściu obu graczy do NBA. Boston Celtics Birda i Los Angeles Lakers Magica spotykali się trzykrotnie w finałach ligi, na przestrzeni czterech lat. Johnson stwierdził, że odkąd pojawił się w NBA, to sezon składał się dla niego z osiemdziesięciu zwykłych meczów i dwóch wyjątkowych – przeciwko Larry’emu. Z kolei skrzydłowy Celtics każdego poranka sprawdzał statystyki swojego wielkiego przeciwnika, by w najbliższym występie osiągnąć jeszcze lepsze liczby. A miał ku temu warunki, ponieważ Bird należał do najbardziej wszechstronnych koszykarzy. Potrafił nie tylko świetnie rzucać (jest jednym z najlepszych strzelców za trzy punkty w historii), ale również fantastycznie „czytał” grę. Partnerzy nie mogli się go nachwalić – swoją wizją sprawiał, że sam osiągał świetne rezultaty, ale pomagał też wspiąć się na wyżyny innym graczom.
Istnieją opinie, że duet Magic – Bird uratował NBA przed bankructwem. Pewnie są mocno przesadzone, natomiast faktem jest, że obaj wprowadzili ligę w czasy telewizyjne, a skok oglądalności koszykówki w USA za ich kadencji to coś, z czym trudno polemizować. Prywatnie darzą się wielką sympatią. „Nie byłoby mnie tutaj bez ciebie. To ty sprawiałeś, że każdego dnia chciałem stawać się lepszy” – powiedział Johnson, podczas ceremonii przyjęcia go do koszykarskiej Hall of Fame, do której wprowadzał go oczywiście… Larry Bird.
Vince Carter
Jak już ustaliliśmy – koszykówka to show. A nie ma w niej nic bardziej efektownego, niż wsady. Zawodnicy latający nad obręczami od zawsze rozpalali wyobraźnię fanów. To właśnie dla takich popisów hale pękają w szwach. Jeśli chodzi o ten element koszykarskiego rzemiosła, to nie ma barwniejszej postaci od Vince’a Cartera.
Do historii przeszedł zwłaszcza jego popis w konkursie wsadów, podczas weekendu gwiazd w 2000 roku. Nie dość, że młody Vince wysoko zawiesił sobie poprzeczkę, stawiając na wyjątkowo trudne akrobacje, to jeszcze wszystkie wykonał perfekcyjnie. „Idziemy do domu! Idziemy do domu, panie i panowie!” – krzyczał rozentuzjazmowany komentator Kenny Smith, w momencie, gdy Carter wykonywał swój słynny gest – „It’s over” (ang. „to koniec). Było to po ostatniej próbie, która dała mu zwycięską statuetkę.
Podobnych rzeczy Carter dokonywał również podczas meczów. Gdy wchodził pod kosz, kibice podrywali się z krzesełek, bo wiedzieli, że za chwilę mogą być świadkami czegoś niezwykłego. Ręce zacierali zwłaszcza w Toronto, bo miejscowi Raptors byli jego pierwszą i najważniejszą drużyną w karierze. Koszykówka w Kanadzie nie była wcześniej zbyt popularna, ale Carter sprawił, że Raptors przebili się do ogólnokrajowej telewizji i zyskali wielki rozgłos.
„Vinsanity”, „Air Canada” czy „Half Man, Half Amazing” (ang. „Pół człowiek, pół fantastyczność”) to tylko niektóre z jego pseudonimów. Wszystkie pokazują, jak wiele znaczył dla całej społeczności w Toronto. Mimo że w późniejszych latach zaliczył wiele klubów, to nigdy nie udało mu się zdobyć mistrzostwa. Karierę zakończył jednak z niezwykłym rekordem 22 sezonów spędzonych na parkietach NBA. To wynik, który nieprędko zostanie pobity.
Shaquille O’Neal
Historia najlepszej koszykarskiej ligi świata aż roi się od niebanalnych postaci, ale chyba nikt nie może równać się z O’Nealem. Popularny Shaq budził strach na parkietach już samym swoim wyglądem. 216 centymetrów wzrostu i 147 kilogramów wagi musiało budzić respekt. Swoją przewagę fizyczną potrafił doskonale wykorzystać w grze.
Z Los Angeles Lakers zdobył w latach 2000, 2001 i 2002 trzy tytuły mistrzowskie, za każdym razem będąc wybieranym MVP finałów. I to pomimo obecności Kobe’ego Bryanta u swojego boku. Jego dominacja pod koszem była niezwykła. Hitem w sieci jest wideo, na którym O’Neal robi wsad z takim impetem, że… łamie całą konstrukcję kosza. W jednym ze swoich najlepszych występów – przeciwko New Jersey Nets 20 listopada 1993 roku – zaliczył 24 punkty, 28 zbiórek i 15 bloków. To liczby, do których w obecnych czasach ciężko komukolwiek się zbliżyć.
Trenerzy przeciwnych drużyn nie mieli za bardzo pomysłu, jak powstrzymać Shaqa. Miał właściwie tylko jedną słabość – rzuty wolne. Wykonywał je tak źle, że w końcu szkoleniowcy woleli nakazać swoim zawodnikom, by specjalnie faulowali wielkiego centra, niż pozwolili mu zdobywać punkty z gry. Taktyka zyskała kryptonim „hack-a-Shaq”, ale i tak nie przeszkodziła O’Nealowi w wyjątkowych osiągnięciach.
Znany jest również ze swojej specyficznej relacji z wyżej wspomnianym Bryantem. Obaj byli głównymi postaciami mistrzowskich trzech sezonów Lakers, ale później popadli w konflikt, którym żyła cała Ameryka. W efekcie O’Neal został wytransferowany do Miami, gdzie wraz z Dwyanem Wade’em zdobył jeszcze jeden tytuł. U schyłku swoich karier Shaq i Kobe odbudowali swoje przyjacielskie relacje i pozostali blisko związani, aż do tragicznej śmierci drugiego z nich (zginął w katastrofie śmigłowca 26 stycznia 2020 roku).
Allen Iverson
Kompletne przeciwieństwo O’Neala, bo Iverson miał zaledwie 183 cm wzrostu. W dodatku występował na pozycji rzucającego obrońcy, więc właściwie zawsze musiał mierzyć się z rywalami większymi od siebie. Miał jednak ogromne serce do walki. Ze względu na swoją szybkość i „ciąg” na kosz, bardzo często lądował na parkiecie poobijany. Miał w sobie jednak niezwykłego ducha walki, który zapewnił mu nieśmiertelność w pamięci kibiców.
„Sky is the limit” – to jego ulubione powiedzenie, które doskonale oddaje jego charakter. Urodził się w Newport News w Wirginii, dzielnicy bardzo biednej i bardzo trudnej. Samotnie wychowywała go matka, bo ojciec siedział w więzieniu. Dorastał wśród ulicznych gangów, co również jego zaprowadziło za kratki. Za bójkę w kręgielni został skazany na 5 lat. Sprawa zyskała ogromny rozgłos i była jednym z elementów trwającego w USA konfliktu na tle rasowym.
Iverson wyszedł na wolność za dobre sprawowanie po 10 miesiącach. Moment zwrotny w jego życiu nastąpił po tym, jak matka zapisała go na uczelnię Georgetown. Tam objawił się niezwykły talent Allena, który zaprowadził go na koszykarskie szczyty. Większość swojej kariery spędził w Philadelphii 76ers. To w jej barwach potrafił momentami ośmieszać samego Michaela Jordana.
„The Answer” – bo taki nosił przydomek – wywarł ogromny wpływ na kulturę hip-hopową i modę wśród koszykarzy. Był prekursorem noszenia opasek, luźnych ubrań, warkoczyków czy posiadania tatuaży. „Najbardziej dumny jestem z tego, że na zawsze udało mi się zmienić wizerunek ciemnoskórego sportowca i tego, w jaki sposób może osiągnąć sukces” – powiedział zaraz po zakończeniu kariery.
Więcej artykułów przeczytacie w naszym Empik Pasje. Magazyn online.
Komentarze (0)