Głośnym echem odbija się reportaż Wydawnictwa Czarnego „Podhale. Wszystko na sprzedaż”. Nic w tym dziwnego – w końcu wzięto pod lupę miejsce niemalże święte, do którego rocznie pielgrzymują miliony urlopowiczów z całej Polski, by zanurzyć się w termalnych wodach, spacerować po pięknych, choć zaludnionych Krupówkach i odkrywać uroki malowniczych tatrzańskich szlaków. Całe Podhale prężnie rozwija swoją ofertę turystyczną, powstają nowe apartamenty, przybywa osobliwych atrakcji, a Zakopane coraz bardziej przypomina wesołe miasteczko.
Z wielkim zaciekawieniem sięgnęłam po ten reportaż, ponieważ pochodzę z opisywanych okolic. Kiedy wspominam o tym znajomym, wyczuwam nutkę zazdrości, bo z ich perspektywy, mieszkam w przedsionku raju. Jednak, jak pokazał Gurgul, pierwsze wrażenie potrafi być złudne i dalekie od prawdy. Jakie choroby toczą Podhale?
Samowola i patodeweloperka
To problemy, którym autor „Wszystko na sprzedaż” poświęcił najwięcej uwagi, bo jak się okazuje, na Podhalu samowola i patodeweloperka mają się wspaniale. I jeśli z tej perspektywy patrzymy na tatrzański rejon – faktycznie, jest to raj… dla deweloperów i przedsiębiorców. Gurgul wskazuje na konkretne miejsca, które powstały bez odpowiednich pozwoleń, zwraca uwagę na niejasne okoliczności towarzyszące nowym inwestycjom, np. częste pożary drewnianych budynków. Rozmawia z mieszkańcami, lokalnymi aktywistami, próbuje też dotrzeć do władz i inwestorów, ale tutaj ma utrudnione zadanie. Często jest zbywany, nie otrzymuje odpowiedzi na zadane pytania, straszony jest prawnikami, bo pracuje w krakowskim oddziale „Gazety Wyborczej”.
Tym bardziej doceniam trud, jaki włożył, by jednak odpowiedzi otrzymać i ukazać problemy w szerszym kontekście. A są to problemy, o których większość zapewne słyszała, np. tragiczna śmierć trzech kobiet pod stokiem narciarskim, spowodowana źle przymocowanym kawałkiem blachy. Dziennikarz przygląda się zakopiańskiej patodeweloperce z wielu perspektyw – by poznać jej skalę, warto uważnie przeczytać cały reportaż.
Smog
Na Podhale wybieramy się z wielu powodów, a jednym z nich jest chęć pooddychania świeżym, górskim powietrzem. Na miejscu okazuje się, że Zakopane niewiele różni się pod względem zanieczyszczeń od większych miast, jak Kraków czy Warszawa. Najbardziej można to odczuć jesienią i zimą, a także wczesną wiosną. Autor przytacza dane, według których w Zakopanem wciąż jest aż 2 tysiące „kopciuchów”. Na tym jednak nie koniec – górale oprócz ekogroszku, który wcale „eko” nie jest, palą w piecach czym popadnie, zawsze po zmroku, bo wtedy trudniej ich złapać na gorącym uczynku.
Ta część reportażu nie jest dla mnie zaskoczeniem – pamiętam, jak w szkole średniej w ramach wolontariatu chodziłam po domach i namawiałam na wymianę pieców, opowiadając o dofinansowaniu – prawie każde drzwi zatrzaskiwały się przed moim nosem. Ludzie nie byli zainteresowani i już wtedy wiedziałam, że to się prędko nie zmieni.
Aleksander Gurgul / fot. Zofia Dimitrijević / mat. promocyjne wyd. Czarne
Przemoc i alkoholizm
Rozdziały poświęcone tym problemom wstrząsnęły mną najbardziej. Gdy przyjeżdżamy do Zakopanego czy jego okolic, witają nas uśmiechnięci górale i radosne góralki. Obserwujemy ich codzienne obowiązki, zazdrościmy idyllicznego życia, jakie prowadzą. Niestety za uśmiechami kryje się smutek – kobiety doświadczają przemocy domowej, mężczyźni często sięgają po alkohol, by zapomnieć a o problemach, a wszystko obserwują dzieci.
Autorowi udaje się dotrzeć do kobiety, która doświadczyła przemocy i miała w sobie siłę, bo odejść od męża – większość jednak trwa przy oprawcy, bo wie, że nie otrzyma pomocy. W mieście gdzie każdy każdego zna, rządzą małe układy – mąż to kolega policjanta, więc żadne konsekwencje wobec niego nie są wyciągane. Bohaterka reportażu musiała przeciwstawić się nie tylko partnerowi, ale też swojej rodzinie, która się od niej odwróciła. Gurgul rozmawia z kobietami i zestawia ich relację z działaniami władz, a raczej ich brakiem. Bo zakopiańscy radni dalej nie przegłosowali ustawy antyprzemocowej – jako jedyni w całym kraju.
Aleksander Gurgul / fot. Zofia Dimitrijević / mat. promocyjne wyd. Czarne
Reportaż „Podhale. Wszystko na sprzedaż” to lektura na dwa wieczory – sposób, w jaki autor prowadzi narrację, jest stricte reporterski – autor nie sili się na poetyckie porównania, nie woaluje niepotrzebnymi słowami. Pisze oszczędnie, przytacza fakty, a swoich rozmówców pyta wprost, przechodząc od razu do rzeczy. Nie znaczy to jednak, że tematy traktuje powierzchownie. Czytając ma się poczucie, że wszystko, co należało w danym temacie powiedzieć, zostało powiedziane. Dla mnie to duża zaleta, bo cenię sobie zwięzłość i merytoryczność.
Nad reportażem polecam pochylić się każdemu, kto kiedyś odwiedził to miejsce. Mam nadzieję, że „Wszystko na sprzedaż” zapoczątkuje zmianę choć w jednym obszarze omówionym przez autora i skieruje naszą uwagę na realne problemy Podhala.
Więcej książkowych recenzji znajdziesz w pasji Czytam.
Komentarze (0)