Kacper Pobłocki rozpoczyna „Chamstwo”, esej o przemilczanej historii chłopów i chłopek, wierszem Anny Świrszczyńskiej, „Chłopka”.
„Dźwiga na plecach
dom, ogród, pole,
krowy, świnie, cielęta, dzieci”,
pisze poetka o swojej bohaterce, której „prababkę bili batem” i który to bat wciąż błyszczy nad kobietą „zamiast słońca”. Świrszczyńska publikuje „Chłopkę” w 1972 roku.
Żyli wtedy jeszcze ludzie pamiętający bezlitosną przemoc wobec chłopów. I żyły ich dzieci oraz wnuki budujące nową ojczyznę, w której - jak pisał Adam Ważyk – „skaleczony palec nie boli”. Skoro nie ma miejsca na ból, to trzeba zapomnieć przeszłość i budować ojczyznę ludzi sobie równych. Zamiast opowiadać o doznanych krzywdach, trzeba było milczeć. To wygodne dla wszystkich - dla potomków i potomkiń chłopów, bo nie musieli na nowo rozdrapywać zaropiałych ran; dla dawnych panów - bo nie musieli rozliczać się z własnej przemocy. Dopiero XXI wiek przywraca proporcje opowieściom i wydobywa na światło dzienne te, które sprawiają, że ciało znowu boli.
Książka Pobłockiego z jednej strony przypomina o przemocy i opowiada historię stosunków „chamstwa” z „państwem”, z drugiej - pokazuje jak dawne pańszczyźniane stosunki wciąż tkwią w naszej kulturze. To książka niezwykle ważna, pokazująca jak na nowo możemy opowiedzieć polską historię i jak inaczej możemy przyglądać się przeszłości - jak możemy ją odczytywać.
„Mego dziadka piłą rżnęli”
Johann Joseph Kausch w wydanym pod koniec XVIII wieku „Opisie podróży ze Śląska do Krakowa w Małopolsce”, przyznawał, że kańczug, pleciony skórzany bicz z rękojeścią, był jedynym „sposobem rządzenia tymi ludźmi”, ale jednocześnie przerażało go, że nigdzie nie używa się go „tak barbarzyńsko, jak w królestwie polskim”. Kausch był mieszczaninem, synem lekarza, sam zrobił doktorat i przez większość życia mieszkał we Wrocławiu i Miliczu. Polska brutalność zaskoczyła go mimo dobrej znajomości naszego kraju i tego, że - jak pisze Pobłocki –
„festiwal bestialstwa odbywał się w całej Europie”.
Przykłady?
Na Śląsku, po chłopskim powstaniu w 1766 roku,
„Pan Ziemiecki obalał powstańców na ziemię, deptał butami po ich karkach i wyliczał im po sto pięćdziesiąt batów”.
Kazimierz Deczyński, pamiętnikarz o chłopskim pochodzeniu, który po powstaniu listopadowym, na emigracji we Francji stworzył „Opis życia wieśniaka polskiego” (wydany dopiero na pocz. XX wieku) wspominał, że
„Rozgniewany pan dzierżawca z nieposłuszeństwa bije, tłucze chłopów po gębie, targa za długie włosy, każe pokładać na ziemię i bić czterdzieści lub pięćdziesiąt batów, mówiąc: »Szelmo, chłopie, bat to jest dla ciebie prawo…«”.
Bito nie tylko buntowników. Chłopa pracującego na polu - jak wspominali w latach 30. mieszkańcy powiatu ropczyckiego, „pilnował ekonom jeżdżący na koniu po polu z batem w ręce”. Pobłocki komentuje w „Chamstwie”:
„Pańszczyźniacy są tak samo własnością swojego pana, jak moją własnością jest pióro, którym kreślę te słowa. Są jak bydło, które można kupić i sprzedać na targu. Jak bydło piętnowani, jak bydło zaprzęgani do kieratu nadludzkiej pracy, jak bydło popędzani do roboty batem”.
„Obudźcie się, bracia włościanie!”
Ksiądz Piotr Ściegienny w 1840 roku w swojej „Złotej książeczce”, czyli „historii rodu ludzkiego dla rolników i rzemieślników” opowiadał historię włościanina, któremu zachorowała żona i dlatego
„nie wyszedł na pańszczyznę. Ekonom o śniadannej porze przypędził go batem na pole, gdzie inni orali, zwołał chłopów i rozkazał, aby późno przybywającego na pańszczyznę przytrzymali, i miał mu wyliczyć dziesięć batów”.
Ściegienny pyta jednak chłopów - dlaczego nie powstrzymali ekonoma? Dlaczego bili? Bo przecież nie ekonom wymierzał ostatecznie karę. „Dlaczegóż dopomagali niewinnego bliźniego swego katować?”. Bardzo ciekawa jest uwaga księdza, że
„Ekonom byłby nie bił nieszczęśliwego człowieka, gdyby go byli drudzy nie trzymali”,
przypominająca o tym, że chłopi jednak nie byli tylko bezwolną masą, a wielokrotnie potrafili przeciwstawić się panom. Pobłocki zwraca uwagę nie tylko na opór, ale i budowanie alternatyw wobec dualistycznej wizji świata podzielonej na chamstwo i państwo.
„Chamstwo” zachwyca wielością tematów, które wspólnie opowiadają historię kształtowania się współczesnych stosunków społecznych, które wciąż często oparte są na dominacji uprzywilejowanych nad tymi, którzy o przywileje muszą walczyć. Czytając książkę Pobłockiego można wybrać - tak jak zrobiłem dzisiaj - jeden element i prześledzić jego funkcjonowanie. Czy pański bat nie przetrwał w postaci ojcowskiego pasa? W jaki sposób przemoc wciąż obecna jest w naszych stosunkach społecznych?
Deczyński pisał:
„Nie mogłem tego nigdy zapomnieć, jak często powracającego ze dworu od pana widziałem mego ojca mającego wyrwane długie włosy z głowy, podbite oczy, nie rachując kułaków w boki, pięścią lub nogą odebranych”.
Pobłocki przypomina, że to wcale nie są odległe dzieje. Nie minęły jeszcze dwa wieki od tych opisów, pańszczyzna nie działa się na obcej planecie.
Jest Pobłocki w „Chamstwie” nie tyle historykiem, czy antropologiem, co retorem, który często w spoetyzowanym, smakowitym literacko języku rozprawia się z pańszczyzną, walką klas i jej pozostałościami w naszym myśleniu. Pisze:
„Dusza pańszczyźniana rozgościła się na dobre, zadomowiła się, mimo że wcale jej nie zapraszano”. I kontynuuje: „Krzyczy gdzieś w środku. Steruje członkami, wije się, wikła. Jest w każdej żyle, od pięt aż po czubek głowy. Nazywa się krzczyca. Gościec. Wił. Kołtun”.
Rzadko zdarza się, by badacze tak jawnie porzucali „obiektywny” język i pozwalali sobie na retoryczne zagrywki, emocjonalne wstawki bliskie manifestom. Pobłocki łączy w „Chamstwie” aktywizm z nauką, pokazuje, że nie ma dzisiaj „obiektywnej” historii i wszyscy opowiadamy ją z własnej perspektywy, co nie jest niczym złym - dopiero wielość perspektyw, chór złożony z wykrzyczanych historii, przywróci równowagę narracjom, obali dominującą, postszlachecką, dworkową opowieść i sprawi, że na pierwszym planie znajdą się ci, dla których nigdy nie było miejsca na sielankowych obrazach tak licznie tłoczących się w naszych muzeach. Czyli większość społeczeństwa.
*Śródtytuły – „Wesele” Stanisława Wyspiańskiego i „Złota książeczka” księdza Piotra Ściegiennego.
Więcej artykułów o ksiązkach znajdziesz w dziale Czytam.
Przeczytaj także:
-
Poznać historię na nowo, czyli dzieje Polski spoza podręczników
-
Nikt nie powinien być tak samotny. „Tyłem do kierunku jazdy” Sylwii Chutnik – recenzja
Komentarze (0)