Autor: Łukasz Grzymisławski

Wyobraźcie sobie osiedle bloków. Nie blokowisko w typie Ursynowa, lecz kilka wzniesionych na uboczu peryferyjnego miasteczka budynków, zdradzających ambitne zamiary modernistów, którzy wierzyli, że lepiej zaprojektowane wspólne przestrzenie mogą pozytywnie wpływać na jakość życia społecznego. W tym wypadku – przyspieszyć przemianę społeczeństwa chłopskiego w proletariackie, bowiem mowa jest o PRL-u. Albo ściślej o czymś, co ma znamiona znanego z lekcji historii, filmów i rodzinnych wspomnień kraju o nazwie PRL. Tu rozgrywa się akcja powieści.

 

Joanna Bednarek, Próba

 

Oldschool w probówce

Słowo „próba” w tytule należy brać serio pod każdym względem. Joanna Bednarek próbuje opisać pewne reguły, dotyczące naszego pamiętania przeszłości, której obraz budujemy głównie z cudzych relacji, ludzi starszych od nas. Ta krótka powieść to także próba w sensie montaigne’owskim – przypomina bardziej swobodny esej niż starannie domkniętą fabułę. Ponadto próbą nazwany jest tu pewien lokalny, tajemniczy rytuał, który odbywał się nieregularnie od niepamiętnych czasów i stanowi podstawowy z kilku konfudujących manewrów, zastosowanych przez autorkę.

Bloków w Zarzeczu jest kilka i stoją w miejscu dawnej wiejskiej osady; albo raczej folwarku, który otaczał posiadłość właściciela okolicznej ziemi. Po tym, zwanym „zamkiem”, budynku nie ma już śladu,; ostatni dziedzic jeszcze przed wojną podupadł na zdrowiu, wyjechał za granicę i umarł, a wojna i nowy system, który nastał po niej, dopełniły dziejowego procesu. Zmieniły wszystko i totalnie – a przynajmniej tak lubimy o gwałtownym XX wieku myśleć. Jednak w takich miejscach jak Zarzecze podskórny, nieopisany, odwieczny nurt życia nie uległ żadnej zasadniczej zmianie. Autobusy dowożą ludzi do roboty w fabryce w nieodległym miasteczku, władza przeprowadza eksperymenty z inżynierii społecznej. Ludzie mogą żyć dostatnio w symbiozie ze swoją partią i dostawami piwa do sklepu – ale to są jedynie powierzchowne manifestacje, ketman, który trzeba odegrać, żeby mieć święty spokój.

Miasteczko rozczarowań

Zarzecze to jedyna nazwa topograficzna, jaka tu pada, i zarazem jedyna, która brzmi swojsko. Imiona mają niewiele wspólnego ze słowiańszczyzną, odsyłają raczej w rejony bałkańsko-arabskie. Można by nawet założyć, że to w ogóle jest opowieść o etnograficznej egzotyce gdzieś w odległym demoludzie, gdyby nie jedyny marker czasowy: wzmianka o aferze mięsnej z epoki schyłkowego Gomułki oraz związanym z nią procesie pokazowym, po którym wykonano nawet karę śmierci – co miało dać do zrozumienia, że monopol na kleptokrację ma władza i żeby kraść, trzeba jej zawsze odpalać dolę. Tę aferę narratorka zapamiętała jako dziewięciolatka, z czego wynika, że urodziła się w połowie lat 50., zaś swoją opowieść snuje tuż przed stanem wojennym.

Wróciła właśnie do mieszkania swoich rodziców, rzuciwszy studia. Jej pobyt w mieście okazuje się pasmem nie tyle porażek, ile rozczarowań. To w dużej mierze wynik jej braku oczekiwań, planów i determinacji, by wypełnić któryś z dostępnych ówczesnym młodym kobietom scenariuszy życiowych. Mieszkanie jest puste, bo rodzice zginęli w wypadku autobusu, wracając wieczorem do osiedla z kina w miasteczku. Kierowca wpadł w poślizg, chcąc instynktownie wyminąć coś, co nagle pojawiło się na drodze. A wydarzyło się to w miejscu, o którym każdy na tym folderowo nowoczesnym osiedlu wie, że jest „złe”.

Lynch wchodzi do akcji

Dziewczyna, mając dużo wolnego czasu oraz masę zapamiętanych dziwnych epizodów z życia w blokach, podejmuje coś w rodzaju dochodzenia. Albo raczej badania etnograficznego. Jej główną informatorką zostaje pewna staruszka z bloku obok. To ona odpowiada na niezadane wcześniej pytania dotyczące lokalnego tabu. Chodzi o amih, dziewczęta raz na jakiś czas przychodzące na świat w Zarzeczu, spłodzone przez tutejszą kobietę i mężczyznę spoza lokalnej wspólnoty. O tym, czy jest amih, decydują sny dziewczyny, gdy dojrzewa. Dla matek, które potwierdzają wobec reszty, że ich córki rzeczywiście mają ten status, jest to wielce ambiwalentne doświadczenie: rodzaj zaszczytu, ale i definitywna utrata. Amih musi bowiem przejść próbę, która – choć nikt nie wie, na czym dokładnie polega – kończy się zwykle śmiercią. Podjęcie się zadania jest nieuniknione, jeśli świat ma trwać, a słońce znów wschodzić – jak w przypadku wielu tego typu rytuałów pochodzących z archaicznych kultur.

Ale jak to możliwe, że w XX wieku w środku Europy odbywają się takie zabobonne i okrutne rytuały, oraz że otoczenie na to pozwala? Czy swoista zmowa milczenia, która oplata kwestię amih w Zarzeczu, wystarczająco to tłumaczy? Czy aluzje, które słyszy tu i ówdzie narratorka, świadczą o tym, że ona sama jest amih, a jej powrót do bloków to wypełnienie jakiegoś przeznaczenia – czy też że popada raczej w obsesję, może nawet szaleństwo? Tu do gry przystępuje poetyka rodem z kina Lyncha – w  pewnym momencie nie wiemy już, co jest koszmarnym snem, a co realnym światem późnego PRL-u, gdzie rzutki sekretarz lokalnego aparatu zakłada sklep Pewexu w miasteczku, żeby ludność zmęczona walką o lepsze jutro mogła się pocieszyć kawą z importu.

Próba oddania istoty pamięci

Jest coś dającego do myślenia w tym, że w prozie pisanej przez 30-40-latków i zajmującej się historią najnowszą coraz częściej można się natknąć na baśniowe pomysły. U Bednarek blokowisko z wielkiej płyty – pomnik dobrych chęci wyłożony chronicznym deficytem jakości – przypomina nawet Macondo w podzwrotnikowej dżungli (narratorka „Próby” jako dziecko zlizuje tynk ze ścian, rzekomo z powodu niedoboru wapnia – czy da się pomyśleć jeszcze bardziej dosłowne odesłanie do Marqueza?). Tym samym „Próbę” można położyć na półce obok „Atlasu: Doppelganger” Dominiki Słowik, kapitalnych opowiadań Weroniki Murek, także „Guguł” Wioletty Grzegorzewskiej – tam też element surrealistyczny pomaga usunąć historię przez duże „H” z pola widzenia i wyeksponować indywidualny proces zapamiętywania, drobnego, urywkowego, nawet pokątnego. Takie pojmowanie pamięci ma sens nie tylko dlatego, że składa się ona z urywków, migawek, a rządzą nią tajemnicze skojarzenia brzmień konkretnych słów albo asocjacje zdań z zapachami, smakami czy fakturą przedmiotów. Historia układa linearne opowieści wyłącznie w podręcznikach. Natomiast w powieści, której ambicją bywa połączenie osobnych przeszłości we wspólną teraźniejszość, brak tego typu zasad. Tu pamięć jest chaosem,  a jego ogarnięcie to miara pisarskiego talentu. Lub może – po prostu – pisanie w trybie dokumentalnym o tym jak, było, , to stanowi robotę dla reportażystów i researcherów?

Po tym jak ludzie piszą o świecie, którego nie mogą pamiętać, można oszacować, czy i jak międzypokoleniowy transfer wrażliwości działa, a w rezultacie nawet – czy możemy się dogadać jako wspólnota, czy też jesteśmy skazani na pęczniejącą listę tematów tabu, których nie ma sensu tykać, bo to tylko zakłóca święty spokój.

„Próba” to bardziej szkic niż skończona powieść, ale i tak jest w niej dość pomysłów, żeby poczuć satysfakcję, jak po spróbowaniu nieznanego wcześniej owocu.

„Wybór krytyków” to cykl bedący wspólnym projektem Empiku i Unii Literackiej. Co miesiąc troje krytyków literatury poleca trzy najciekawsze premiery mniej znanych polskich autorów. Więcej recenzji, nie tylko z tego cyklu, znajdziecie w pasji Czytam.

A więcej o projekcie i książkach wytypowanych w tym miesiącu będzie można posłuchać podczas spotkania 29 lipca o godz. 18 na kanale Empiku na Facebooku. Link w grafice poniżej.

Wybór Krytyków LIVE – PREMIERA ONLINE 29.07 g. 18:00