27.10.2017
ZOMBIE FARGO Jak zrobić dobrą opowieść grozy opartą na wszystkim znanych schematach, czerpiącą pełnymi garściami z innych dzieł, a jednak potrafiącą zachwycić? Odpowiedź na to pytanie wydaje mi się prosta: trzeba to po prostu czuć i potrafić owe uczucia przekształcić w produkt finalny, a wtedy wszyscy go docenią. Sztuka ta udała się Timowi Seeley’owi, scenarzyście m.in. „Wiecznego Batmana”, który swoje „Odrodzenie” zbudował na gruncie, gdzie „Żywe trupy” spotkały się z „Fargo”, dając nam historię określoną przez samego autora mianem „wiejskiego noir” – i to takiego, którego nie powstydziłby się sam Stephen King. Wausau w Wisconsin to miasteczko jakich wiele. Spokojni ludzie, brak zbrodni, odludna okolica, mróz, śnieg. Co niezwykłego może się tu wydarzyć? Pewnego dnia na początku stycznia młoda reporterka „The Ledger” odwiedza lokalną kostnicę, szukając materiału do działu o dziwnych zawodach. Tak staje się świadkiem pierwszego „odrodzenia”, kiedy kremowany właśnie człowiek wydostaje się z pieca… Wkrótce zmartwychwstałych ludzi przybywa. Wszyscy wracają zza grobu, ale nie są typowymi zombie. Pamiętają swoje życie, zachowują się normalnie… Wszystko tak, jakby po prostu zbudzili się ze snu. W mediach wybucha burza, religijni fanatycy widzą w tym znaki, sceptycy zastanawiają się czego jeszcze niewiedzą na temat ludzkiej biologii, a tymczasem nikt nie jest w stanie wyjaśnić co się właściwie dzieje. Centrum Zwalczania Chorób izoluje Wausau od reszty świata, a lokalny szef policji na zlecenie rządu tworzy specjalny oddział zajmujący się przestępstwami i wykroczeniami wiązanymi z „odrodzonymi”. Na jego czele staje jego córka Dana Cypress, która od teraz musi radzić sobie z nietypowymi sprawami, bowiem nie każdy ze zmartwychwstałych jest spokojny i nieszkodliwy. Co jednak właściwie dzieje się w mieście? Kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy? I czym jest tajemnicza biała istota przemykająca przez Wausau? Seeley „Odrodzenie” napisał m.in. pod wpływem popularnej serii „The Walking Dead: Żywe trupy”. Odmienił jednak charakter zombie, odrzucając ich wizerunek morderczych, pozbawionych ludzkich cech stworów na rzecz istot takich, jak my. Jedyne co ich od nas różni to fakt, że zmartwychwstali i że niektórzy po tym wydarzeniu zaczęli zachowywać się dziwnie. Ludzie jednak starają się żyć obok nich – żyć z nimi – i zrozumieć co tu właściwie się dzieje. A dzieje się dużo i w znakomitym stylu, w scenerii rodem ze wspomnianego „Fargo” i w społeczności tak bardzo przypominającej te, do jakich przyzwyczaił nas Stephen King – mistrz małomiasteczkowego horroru. „Odrodzeni” to w końcu tylko jeden z problemów Wausau. Dana musi mierzyć się ze zbrodniami, które równie dobrze mógł popełnić jeden z nich, jak i ktoś z żywych mieszkańców, a całość zyskała także udane tło obyczajowe. I doskonałą szatę graficzną. Mike Norton, operując bardzo współczesną, ale czystą kreską, znakomicie oddał klimat pustych, zaśnieżonych terenów pełnych martwych drzew. Mrok zapada tutaj szybko, słońce rzadko wygląda zza chmur, wnętrza rozjaśnia albo mdławy blask, albo sterylne oświetlenie rodem ze szpitali… Wygląda to świetnie, a doskonale dobrany kolor (stworzył go sam Seeley) idealnie uzupełnia całość. Lubicie nastrojowe, mroczne horrory? Macie ochotę na nieco świeżości w klimacie zombie? Albo po prostu chcecie przeczytać znakomity komiks z dreszczykiem? Nie wahajcie się i sięgnijcie po „Odrodzenie”. Nie zawiedziecie się.
Pokaż więcej
24.11.2017
Czy możemy jeszcze mówić o modzie na zombie? Jeszcze parę lat temu faktycznie widoczny był wysyp seriali czy filmów, ale obecnie produkcja o zombie to produkcja o zombie, a nie przejaw podążania za modą. Dlaczego w ogóle o tym piszę? W „Odrodzeniu” istotną rolę odgrywają żywe trupy, chociaż nikt ich tak nie nazywa, a tym bardziej nie obraża ich mianem zombie. No bo jak można byłoby tak mówić do kochanej babci czy siostry, którą już pożegnaliśmy, a ona powróciła i zachowuje się w zasadzie normalnie (i wcale nie ciągnie jej do tatara z mózgu)? Pomysł na serię od razu przypadł mi do gustu, bo pozwala autorom zadawać ważne pytania w nietypowy sposób. Czy naprawdę pragniemy nieśmiertelności? Czy potrafilibyśmy na nowo przyjąć do naszego życia osobę, którą już pożegnaliśmy? Chociaż jesteśmy świadomi swojej śmiertelności, śmierć bliskich zawsze bardzo przeżywamy. Wrócić (nomen omen) do żywych po tragedii nie jest łatwo. Musi się w nas coś zmienić. Czy po tej wewnętrznej zmianie bylibyśmy gotowi żyć w towarzystwie osoby, której powinno już nie być wśród nas? To ciekawe, że taką egzystencjalną tematykę udało się wcisnąć do prowincjonalnego noir (jak swoje dzieło określają sami autorzy). Akcja „Odrodzenia” rozgrywa się w niedużej miejscowości w stanie Wisconsin. Nie jest to może dziura zabita dechami, ale jest na tyle mała, że szeryfem jest brodacz z zasadami, a jedną z funkcjonariuszek jego córka. Miasto musi zmierzyć się z niezwykłym fenomenem (dla niektórych cudem, a innych wręcz przeciwnie – aktem działalności Szatana) – powrotami zmarłych. W komiksie nie brakuje śledztw, ale generalnie ma charakter raczej obyczajowy. Możemy obserwować jak z nową sytuacją radzą sobie mieszkańcy i rodziny odrodzonych. Fascynujące jest, jak tego typu wydarzenia polaryzują społeczność. Błyskawicznie pojawiają się osoby przerażone sytuacją. Ale mamy też ludzi, którzy za wszelką cenę chcieliby się dostać do objętego kwarantanną miasteczka i doświadczyć tego cudu. Kreska Mike’a Mortona jest poprawna, ale jak na mój gust nieco zbyt superbohaterska. Za ładne te buźki, za jasne te kadry. Brakuje zabawy półcieniem i prowincjonalnego brudu. Wszak historia nie jest lekką opowiastką – obserwujemy ludzkie dramaty, których śmierć była dopiero początkiem. Aż prosi się nie tyle o bardziej realistyczną warstwę wizualną, lecz mniej jednoznaczną. Mike, pozwól nam się trochę podomyślać! Na pewno sięgnę po kolejny tom „Odrodzenia” – główny motyw ma ogromny potencjał. A ponieważ dochodzą do tego wszystkiego jeszcze duchy i demony, to możemy spodziewać się jeszcze bardziej pokręconej fabuły. Ważne jednak, by autorzy nie zapomnieli o aspekcie obyczajowym, bo pomimo tej całej fantastycznej otoczki to on wydaje mi się najciekawszy.
Pokaż więcej