Trójka rodzeństwa (najstarszy Kuba ma czternaście lat, Ziemek jest o rok młodszy, dwunastoletnia Zosia) przeprowadza się z rodzicami do Madrytu. Są dziećmi ambasadora Polski i dziennikarki, dlatego biegle posługują się językami obcymi, są także w miarę przyzwyczajeni do samodzielności i częstych zmian miejsca zamieszkania. Teraz próbują przestawić się z klimatu Dublina na okoliczności zupełnie odmiennej pogodowo i kulturowo Hiszpanii. Kolejną przeprowadzkę kiepsko znosi Ziemek, który doskonale czuł się w Irlandii. Rodzice proszą najstarszego syna, żeby zwrócił uwagę na brata i spróbował go trochę rozruszać. Rodzeństwo jest ze sobą blisko związane, wprawdzie nieustannie się kłócą, biją i walczą o bycie na czele grupy, ale nie jest to przemocowe, w razie potrzeby każdy może liczyć na natychmiastowe i bezwarunkowe wsparcie pozostałej dwójki.

 

Prywatne śledztwo w zabytkach Andaluzji

Motorem hiszpańskiej przygody jest pozostawiony w recepcji list, skierowany do mamy dzieci, z prośbą o pomoc w nagłośnieniu dziwnych prac konserwacyjnych w La Mezquita w Kordobie. Przejmuje go Zosia i namawia braci do przeprowadzenia prywatnego śledztwa. Kolejne tropy prowadzą rodzeństwo przez zabytki Andaluzji związane z okresem mauretańskiej dominacji na Półwyspie Iberyjskim, a celem jest odnalezienie grobu Boabdila, ostatniego muzułmańskiego władcy Granady. Dzieci znajdują pomocnika w osobie wyklętego profesora uniwersytetu, dla którego Boabdil stał się życiową obsesją (chociaż nie do końca wiadomo, kto w tym układzie pomaga komu). Jednak grobowca szuka też podejrzana, być może terrorystyczna organizacja, dysponująca poważnymi środkami. Jej wysłannicy mają skorpiona wytatuowanego za uchem.

 

ksiazka tygodnia recenzja książka na dzień dziecka zakonczenie roku szkolnego

 

 

Dawno nie czytałam tak spójnej, dobrze napisanej powieści, a czytam ich niestety dużo. Młodzieżówki to nie jest łatwy gatunek, a autor zgrabnie omija ich największą pułapkę: pisanie takich postaci, jakie chcieliby widzieć dorośli. Oczywiście, „Drony, skorpiony…” mają walor edukacyjny i wychowawczy, ale nie jest on zrobiony z drewna i wiórów (jak, nie przymierzając, w nowej ekranizacji „Pana Samochodzika”). Nie ma też na szczęście demonizowania internetu i smartfonów. Nastolatki Tomasza Napierały marzą o byciu popularnymi youtuberami, posługują się mediami społecznościowymi i wyszukiwarkami, grają w gry. Bardzo naturalne są też dialogi - literackie, ale nie przerysowane w strony poprawności/młodzieżowości.

Największą zaletą książki jest przekonująca, wciągająca i dynamiczna intryga. Po pierwsze, angażuje osoby czytające (sama się angażowałam do drugiej w nocy, kosztem snu i punktualności w dniu kolejnym). Po drugie, ma nienachalny walor edukacyjny, a wszystkie wykłady o historii Hiszpanii są wplecione bardzo naturalnie i interesująco w tok wydarzeń (obejrzałam w internecie wszystkie wymienione obrazy i zabytki, wydałam także absurdalne kwoty na książki historyczne o mauretańskiej Hiszpanii i rekonkwiście).

Kolejny atut to dobrze napisane postaci, zróżnicowane pod względem charakteru, z wadami, ale akceptowalnymi. Kuba jest odpowiedzialny za rodzeństwo, Ziemek lubi dokuczać bratu, ale zawsze dochodzi z nim do porozumienia, obaj są inteligentni, z poczuciem humoru i żywo zainteresowani młodszą siostrą.

 

Dziewczyna - równoprawna bohaterka przygód

Ze względu na notoryczny niedobór fajnych postaci dziewczęcych w prozie młodzieżowej interesowałam się najbardziej Zosią i byłam bardzo zadowolona, że w jej przypadku podkreślana jest fizyczna siła, zwinność i zdrowy apetyt. Dziewczynka jest równoprawną uczestniczką przygód i nie wchodzi ani w rolę sierotki do uratowania, ani w rolę opiekunki nierozgarniętych chłopaków (którzy zresztą zupełnie tego nie oczekują). Jest być może bardziej wyczulona na emocje ludzi (jako jedyna zauważa wątek Eleny w opowieści profesora), ale to nie razi.

 

   

Nieco antyfeministyczna jest postać polującej na męża pani Marysi, ale są i takie kobiety, a biorąc pod uwagę, że w książce jest też pełniąca wysokie stanowisko policjantka, pracownice muzeum i matka-dziennikarka, można uznać, że nie jest to szczególnie obraźliwy portret (tym bardziej, że pani Marysia troszczy się o dzieci i jest kompetentną asystentką ambasadora, co sugeruje jednak sprawny umysł i wykształcenie).

Jako wieloletnia pracownica muzeum archeologicznego jestem też zachwycona postacią profesora, którego obsesja jest wyśmiewana przez środowiska naukowe (znamy takich, znamy). Profesor w rezultacie zamienia się w zgorzkniałego dziwaka, który żyje tylko po to, żeby pognębić kolegów po fachu (i co z tego, że trochę nielegalnie i że zawalił się przez niego tunel). Bardzo podoba mi się zakończenie wątku Eleny - zbyt rzadko dostrzegamy, że pasje naukowców mają zazwyczaj swoją cenę w postaci zrujnowanego życia rodzinnego i cierpienia bliskich.

Wad praktycznie nie ma. Największą potencjalną usterką jest fakt, że dzieci są z ambasadorskiej rodziny, a więc w porównaniu z czytelnikiem/czytelniczką będą szalenie uprzywilejowane. Stać je na podróże pociągiem bez proszenia rodziców o pieniądze, a w restauracji mogą zamawiać tuńczyka w miętowym sosie. Z drugiej strony to doskonale mocuje je pod względem śmiałości, obycia i znajomości języków. Trudno uwierzyć, że dzieci z innego środowiska tak bezceremonialnie angażowały by się w dyskusje z profesorem i podróże po nieznanym kraju.

Proszę to koniecznie nabyć. Okładka jest dość sztampowa, ale treść - bynajmniej.

Więcej artykułów o książkach znajdziesz w pasji Czytam.