„Był egzotyczny”, piszą w biografii Jerzego Urbana, Dorota Karaś i Marek Sterlingow. To nie ich słowa. Powiedziała tak Irena Rybczyńska-Holland, redaktorka naczelna tygodnika „Nowa Wieś”, w których swoją dziennikarską karierę w 1951 roku rozpoczął Urban. Dobre dziennikarstwo w PRL niekoniecznie robiło się w najważniejszych magazynach. Były one dokładniej kontrolowane, a dopiero w latach 70. „Polityka” wywalczyła sobie taką pozycję, że - na krótko - nie podlegała cenzurze. - To był przystojny, trochę nieśmiały chłopiec - wspominała Rybczyńska-Holland.
 

Wciągająca i monumentalna
 

Książka Karaś i Sterlingowa, których czytelnicy i czytelniczki mogą znać dzięki biografii Anny Walentynowicz, to niezwykle wciągająca, monumentalna, a jednocześnie nieprzytłaczająca opowieść nie tylko o samym Urbanie, ale też o historii polskiej prasy, której rodzina Urbachów była ważnym elementem. Urbanów, a raczej Urbachów, bo pod tym nazwiskiem Jerzy przyszedł na świat w sierpniu 1933 roku. Jego ojciec, Jan Urbach od czterech lat był redaktorem naczelnym „Głosu Porannego”, jednej z najpoczytniejszych gazet łódzkich. Dziennik musiał walczyć z niezwykle silną konkurencją zarówno lokalnej prasy, jak i tej wydawanej w stolicy. Przedwojenne dzienniki pełne były wiadomości, które dzisiaj zaklasyfikowalibyśmy jako 'fake newsy', a zwłaszcza działy doniesień obyczajowych pełne były historii, które wydarzały się wyłącznie w głowach redaktorów.
 

Był to dom inteligencki. Znano się. Choćby z Tuwimami. I to kolejny wątek bardzo ważny dla książki Karaś i Sterlingowa, którzy pokazują powiązania między postaciami znanymi z historii. Nawet kilkadziesiąt lat po wojnie, gdy Urban potrzebuje pieniędzy, by zaimponować swojej nowej wybrance, pożycza je od matki, która z kolei pożyczkę zaciąga u... Stefanii Tuwim, tłumaczki i żony poety. Rodzinne koneksje, zamożna - zlaicyzowana i spolonizowana - społeczność żydowska, z której się wywodził, ukształtowały człowieka niezwykle czułego na słowo. Tytana pracy, który uwielbiał pisać. Po latach, w „Polityce” czy „Po prostu”, będzie uważany za fenomen.
 

„Nie ma chyba w Polsce drugiego dziennikarza, który pisząc tak dużo, pisałby jednocześnie tak dobrze, a zwłaszcza tak denerwująco” - mówi w książce Sterlingowa i Karaś, Małgorzata Szejnert, słynna reporterka.
 

Urban biografia recenzja

 

Wiele przeciwności
 

Był nie tylko autorem świetnych tekstów prasowych, który - jako Jerzy Kibic - pisał do „Kulis” niezwykle popularne felietony poświęcone sprawom obyczajowym, ale też redaktorem ze świetnym nosem. Małgorzacie Szejnert zaproponował - na początku lat 70. napisanie do „Polityki” reportażu o tym, jak żyją w socjalistycznym, ludowym kraju, arystokraci. Młoda reporterka jest zachwycona - temat po początkowej nieufności bohaterów, niemal „sam się pisze”. U Radziwiłłów ogląda portrety namalowane przez Mehoffera, a wiszące nad zlewem w kuchni. U Potockiego podziwia przedwojenne tkaniny. Z Janem Zamojskim rozmawia o szwajcarskich liniach lotniczych, których polskim przedstawicielem jest arystokrata. "Mitra pod kapeluszem" ukazuje się nieszczęśliwie w majówkę. Władze są oburzone - gdy ciężko pracujący lud odpoczywa, socjalistyczny tygodnik publikuje tekst „pomijający klasowe oceny”, „wyzuty z jakichkolwiek głębszych znaczeń”. Na szczęście Gierek okazuje się dla „Polityki” łaskawy.
 

A wiecie, że Urban jest autorem pierwszego polskiego reportażu wcieleniowego? O tym również dowiecie się z tej wciągającej opowieści. Będzie też o przyjaźni, i to takiej, o którą Urbana nie podejrzewamy - ten mistrz cynizmu, okazuje się niezwykle lojalny i oddany. Łączy w sobie tak wiele przeciwności, że nie ma osoby, która by była w stanie zaakceptować je wszystkie. W latach 60. i 70. blisko mu do opozycji, a przynajmniej do ludzi, którzy niedługo opozycję będą tworzyć.
 

Karaś i Sterlingow wykonali olbrzymią robotę, tym trudniejszą, że sam rozmówca i bohater książki należy do osób lubiących kłamstwo i nie tracących rezonu, gdy zostaje na nim przyłapany. Tym trudniejszą, że wiele osób najchętniej by Urbana wykreśliło z własnych biografii. Zdjęcie z Urbanem, prześmiewcą, ale też twarzą zbrodniczej junty, nie jest czymś, czego dbający o swoje biografie członkowie „opozycji demokratycznej” dzisiaj potrzebują.
 

Urban to - jak powiedział Dariusz Fikus - przyrząd do drażnienia. Karaś i Sterlingow będą swoją książką drażnić, ale wydaje się, że ich celem było coś innego - bez uprzedzeń opisać jedną z najbardziej fascynujących, okropnych, potwornych, ale przez to właśnie niezwykłych - postaci, jakie mieliśmy szansę oglądać. Walczą, by nie dać się złapać w pułapki zastawiane przez samego Urbana - jego humor i cynizm co prawda przebijają się może nadmiernie z pierwszych rozdziałów, w których opierają się na jego wspomnieniach.
 

Ludzki i straszny 
 

- A ja chcę, żeby na nas Niemcy napadli. W końcu nie będzie tak nudno. - ponoć właśnie takie myśli miał młody Jerzy Urbach w sierpniu 1939 roku. Możliwe, że prawdziwe. Możliwe też - i w to wierzę bardziej - że to wymyślił, bo lubił prowokować ładnymi zdaniami. Karaś i Sterlingow często - niestety - nie podają skąd mają dany cytat, czy informację. Zasadniczo ułatwia to płynność narracji, ale niekiedy sprawia, że jako odbiorca czułem się niepewnie.
 

„Urban. Biografia” to także wciągająca opowieść o tym, jak bardzo pokomplikowała nam się historia, w której przyjaciółmi byli Urban i Michnik. Ich biogramy są do siebie niezwykle podobne. Młodszy od Urbana redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” również urodził się w żydowskiej i dziennikarskiej rodzinie. Urban pomagał mu w początkach kariery dziennikarskiej, do początku lat 80. uchodzili za przyjaciół. To, jakie podjęli decyzje, po jakich stronach się opowiedzieli, jest w jakimś wcale nie tak metaforycznym sensie, opowieścią o praprzyczynach tego, w jak podzielonym dzisiaj kraju żyjemy. Karaś i Sterlingow uważnie przyglądają się temu, nie ferując wyroków, ale też nie stosując taryfy ulgowej wobec swojego bohatera.
 

Po co czytać ponad 600 stron książki o Jerzym Urbanie? Po to, by odzyskać równowagę faktów. Ani to „człowiek-mem”, ani „człowiek-zbrodniarz”. Urban jest postacią dramatyczną, w jakimś sensie tragiczną. Dzięki tej książce - ludzką. I - na szczęście - wciąż straszną.
 

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.