Mortal Kombat – gry inne niż wszystkie

„Mortal Kombat” to produkcja z gatunku bijatyk, w której na jednej z wielu mrocznych aren możemy mierzyć się z rozmaitymi (często budzącymi lęk, bądź… odrazę!) przeciwnikami. Rdzeń mechaniki jest niezwykle prosty, natomiast w błędzie jest ten, kto myśli, że to niewymagająca rozrywka. To klasyczne „easy to learn, hard to master”. Gra, której ogólne zasady i zakres ruchów/ataków były łatwo przyswajalne dla casuali*, ale umiejętne korzystanie ze skomplikowanych combosów czy Fatality (o których później) wymagało niemalże mistrzowskiej precyzji i timingu.

Tym, co jednak sprawiło, że siedzę z kakao późnym wieczorem i tworzę ten tekst, to absurdalna wręcz brutalność „Mortali”. Dziś może wydawać się to śmieszne (zwłaszcza ze względu na archaiczną oprawę graficzną pierwszych części), ale wtedy „Mortal Kombat” wzbudzał ogromne kontrowersje. Hektolitry krwi, groteskowe i poniżające przeciwnika finishery to coś, co było nie do zaakceptowania dla rodziców ówczesnych nastolatków.

 

 

Mortal Kombat, gry o zaskakująco bogatym uniwersum

Tytuł odnosi się do turnieju, w którym udział biorą bohaterowie gry. Lore uniwersum potrafi naprawdę zaciekawić – jego fundament to walki na śmierć i życie, których ostatecznym celem jest pokonanie najznamienitszych wojowników danego królestwa.

Właśnie, królestwa! Uniwersum tej produkcji składa się z kilku obszarów (królestw właśnie), miejscem pierwszej części gry jest Earthrealm, czyli po prostu Ziemia. Są jeszcze:

  • Netherrealm (mroczny, demoniczny świat),
  • Outworld, Seido (wymiar oddany ponad wszystko służbie),
  • Realm of Chaos (skupiony, cóż, na chaosie)
  • Edenia, która, zgodnie z nazwą, stylizowana jest na raju, niebiosach – to miejsce skupione na dostatnim, długim życiu.

Świat przedstawiony był jednym z czynników, który przyciągnął uwagę graczy na całym świecie. Wiadomo, nastolatkowie ślinią się, gdy jucha bucha z rozczłonkowanych ciał (z kolei rodzice zaczynają pomstować na zdemoralizowaną młodzież), ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że to właśnie świat o bardzo niepokojących założeniach sprawił, że w pierwsze części gry grałem do upadłego.

 

 

Kolejna rzecz, która zapisała MK złotymi zgłoskami w historii gamingu, to…

… ci niezwykli wojownicy i ich fantastyczne style walki!

Choćby nie wiem jak angażującą historię miało Mortal Kombat, gra w żadnym wypadku nie obroniłaby się bez dobrze napisanych postaci i sensownego systemu walki. I boy oh boy, tych cech akurat „Mortalowi” odmówić nie można. Produkcja obfituje w barwne i niezwykle charyzmatyczne postacie. Jax o stalowych rękach, mroźny jak lutowe poranki Sub Zero, prędki niczym światło Liu Kang, czy wystylizowany na herosa kina akcji Johnny Cage. Szukasz czegoś bardziej… nieziemskiego? Proszę bardzo!

Gra pozwala na zagranie Goro, czyli pół-człowiekiem, pół-smokiem(!), czterorękim kolosem, który wzbudza respekt nawet w najtwardszych zawodnikach. Scorpion z kolei potrafi autentycznie przerazić – pozbawione źrenic oczy i upiorny krzyk „get over here!” podczas przyciągania do siebie ofiary włócznią solidnie stymulują lęk, nie tylko przeciwników, ale i samego gracza. Brrr!

Wspomniany Goro ma także swoją odpowiedniczkę, potężną Sheevę. To nie jedyne żeńskie postacie w tym uniwersum. Możemy wcielić się w agentkę służb specjalnych Sonyę Blade, tysiącletnią, władającą ostrym jak brzytwa wachlarzem Kitanę czy „owadzią” D'Vorah. Wojownicy i wojowniczki zachwycają designem, stylami walki i bogatą historią. „Mortal Kombat” to w pewnym sensie prawdziwa meta-gra, gdyż zgłębianie lore’u tej produkcji potrafi samo w sobie być niezwykle angażującą rozrywką.

 

Mortal Kombat XI Ultimate postacie

 

Coś dla oka

Obecnie trudno zachwycić się walką w pierwszych odsłonach cyklu, bo całość wygląda już archaicznie (chociaż będą i tacy, dla których pikselowy look będzie cudowny). Jednak w momencie premiery oprawa wizualna tych gier potrafiła zachwycić. Stylistycznie tytuł niejako odstawał od innych tytułów tego okresu, gdyż twórcy zdecydowali się na możliwie realistyczne przedstawienie całości, a z pomocą przyszła technika zwana rotoskopią.

Rotoskopia to inaczej ręczne nakładanie postaci gry na sylwetki prawdziwych aktorów i aktorek w przygotowanym wcześniej materiale wideo. Tak, zgadza się, nie korzystano z popularnej obecnie technologii motion capture**, wszystkie ruchy były najpierw nagrane kamerą, a następnie artyści ze studia Midway Games ręcznie przenosili klatka po klatce animacje na cyfrowe płótno. Fun fact: inną popularną grą korzystającą z tego rozwiązania było… pierwsze „Prince of Persia”! Taki zabieg zapewniał wysoki realizm i wtedy nikt nie wyobrażał sobie, że grafika kiedykolwiek będzie wyglądać lepiej.

 

Mortal Kombat XI Ultimate postać

 

FINISH HIM

Tym, co jednak zwróciło uwagę graczy (i mediów) na całym świecie to niezwykle brutalne finishery (specjalne ruchy, które ostatecznie wykańczają wroga) w postaci Fatality. Aby taki ruch wykonać, należało spełnić dwa warunki: przeciwnik powinien znaleźć się na skraju wytrzymałości (co objawiało się charakterystyczną animacją) a gracz musiał wyklikać bardzo trudną sekwencję przycisków, której skutkiem było Fatality właśnie.

Po raz pierwszy animacje agonii przedstawiono w tak ekstremalnie brutalny sposób. Mocno niemedyczne usunięcie kręgosłupa przeciwnikowi, przecięcie go na dwie części, wyrwanie głowy przy pomocy tzw. uppercuta, czy spalenie go żywcem. Auć!

Ostatnie części cyklu pozwoliły sobie w tej przestrzeni na znacznie więcej, nie tylko ze względu na znacznie lepszą oprawę graficzną, ale i z powodu rozbuchanej (chorej?) kreatywności twórców. Mortal Kombat X, Mortal Kombat 11 i Mortal Kombat 1 oferują Fatality, przy których najbardziej sadystyczne pułapki z serii horrorów „Piła” wyglądają jak niewinne przekomarzanie się.

Warto jednak przyznać, że taka ilość krwi i przemocy niejako zatacza koło i staje się… zabawna. Wiem jak to brzmi, ale gdy całość przedstawiona jest w tak nonsensownie groteskowy sposób, narrację przejmuje walor komediowy całej sytuacji. Ot, czarny humor dla miłośników bijatyk.

 

Mortal Kombat XI Ultimate brutalne animacje

 

Ale od czego by tu zacząć?

Aż trudno uwierzyć, ale do tej pory wydano już 32 gry z tego cyklu! Spokojnie, nie musisz zaczynać od „jedynki”, aby później dobrze się bawić w ostatniej części gry. Na jakich tytułach warto się skupić?

Najnowsza odsłona nazwana jest przewrotnie „Mortal Kombat 1” i jest całkiem niezłym sposobem na zakochanie się w uniwersum. „Jedynka” (ale ta ostatnia, nie ta pierwsza) to kolejny reboot serii po wydanym w 2011 roku „Mortal Kombat” (tym razem bez cyfry, trudno się w tym odnaleźć).

„MK 1” stanowi wyraźne odświeżenie serii, co widać choćby po wyraźnie zmodyfikowanym wyglądzie dostępnych postaci, odstającym od wcześniej przyjętego kanonu.

Warto też zwrócić uwagę na Mortal Kombat X, które również jest jedną ze świeższych odsłon. Dobrą wiadomością jest to, że tytuł został również wydany na konsole poprzedniej generacji. Także jeśli korzystasz ze starszych konsol, ale jednocześnie chciał(a)byś zasmakować niezwykle grywalnego Mortal Kombat, PS4 i Xbox One będą wciąż dobrym wyborem. Zachęcam do zapoznania się również z „Mortal Kombat XL”, będącym rozszerzoną wersją hitu z 2015 roku.

A jeśli Interesuje cię świat komiksów, poszukaj „Mortal Kombat vs DC Universe”. Zgadza się, powstała także bijatyka w której jako Batman możemy wklepać Scorpionowi (albo odwrotnie). Niestety, obecnie jest dostępna wyłącznie w drugim obiegu.

 

 

Mortal Kombat w popkulturze

Pisząc o serii, trzeba wspomnieć o tym, jak zaistniała ona w masowej świadomości. Dużą rolę odegrał w tym znany z filmowej adaptacji serii utwór „Techno Syndrome”, który szturmem podbił nastoletnie umysły graczy w latach dziewięćdziesiątych. Nawet jeśli nie interesował Cię gaming, jest spora szansa że w jakiś sposób ten absolutny banger do ciebie dotarł. To podobny case jak w przypadku filmu „Blade” i utworu „Confusion”, gdzie jeden utwór sprawił, że dane dzieło wgryzło się w pamięć każdego, kto choć trochę interesował się tematem.

W 1995 roku premierę miał pełnometrażowy film „Mortal Kombat”, zaś dwa lata później jego kontynuacja, czyli „Mortal Kombat” Annihilation”. Ze względu na szacunek jaki mam dla serii komentować ich jakości nie będę. Powiem tylko, że o ile pierwsza część jakoś się broni, druga, cóż… niespecjalnie. W 2021 w kinach zagościł reboot uniwersum filmowego MK, i chociaż trudno mówić o spekakularnym sukcesie, dzieło Simona McQuoida trafiło przynajmniej do części fanów, co na tle innych egranizacji i tak jest ogromnym osiągnięciem.

 

 

Toasty!

Jak widać, ten zasłużony cykl bijatyk to coś więcej, niż tylko gry. „Mortal Kombat” z sukcesem zrobił coś, co nie udało się wielu projektantom gier – na stałe zagościł w świadomości graczy, zrodził niezliczoną liczbę sequeli i spin-offów, a także filmów czy produkcji animowanych.

Najlepszym momentem, aby zapoznać się z tą serią był rok 1992. Drugim najlepszym momentem jest ten, w którym czytasz ten tekst. Do konsol!

PS Powyższy nagłówek odnosi się bezpośrednio do easter egga, którego można znaleźć w niektórych „Mortalach”. Graj uważnie, a z pewnością sam(a) go wyłapiesz!

*Casual to gracz niedzielny, ktoś bez dużego doświadczenia w graniu.

**Motion Capture to technologia pozwalająca na precyzyjne przenoszenie ruchu aktorów na modele w grze.