Robert Szymczak: „Najsłodszy” jest z jednej strony klasyczną autobiografią, a z drugiej bardzo osobistym świadectwem doświadczania choroby. Z czego wyniknęła chęć przełożenia tego na formę literacką?

  • Michał Figurski: Długo wzbraniałem się przed pomysłem napisania książki. Wydawało mi się, że na miano literata trzeba sobie zasłużyć, posiadać przede wszystkim talent i być może duszę wrażliwszą od mojej. Ale życie samo zmusiło mnie do pisania, żebym mógł przekazać istotną historię. Tuż po wylewie, gdy temat ukrywanej przeze mnie cukrzycy pojawił się na pierwszych stronach gazet, spędzałem masę czasu na odpisywaniu obcym osobom, które pisały do mnie przerażone moim przypadkiem. Z czasem zdałem sobie sprawę, że niestety zacząłem robić za takiego „doktora celebrytę”, do którego odzywali się ludzie z pytaniami – mniej lub bardziej poważnymi. Czasami bardzo niedorzecznymi. Zdałem sobie sprawę z tego, że należałoby wszystkie bzdury, w które ludzie wierzą na temat cukrzycy, wytłumaczyć.

    Złapałem się na tym, że cały czas fragmentarycznie opowiadam historię swojego życia. Kiedy w końcu podjąłem się pierwszej poważnej rozmowy na temat napisania „Najsłodszego”, powiedziałem: dobra, zróbmy tę książkę, ale niech ona powstanie w jakimś celu. Żaden ze mnie prozaik i żaden ze mnie literat, ale mam historię, która interesuję ludzi. Jestem jakimś przypadkiem klinicznym i jakimś przypadkiem publicznym, więc może wykorzystajmy jedno i drugie.

Jak wyglądały pierwsze prace nad książką?

  • Napisanie jej zajęło mi 8 lat. Zacząłem pisać niedługo po wylewie, czyli w okresie bardzo dla mnie trudnym. Walczyłem wtedy o przeżycie, o sprawność i odzyskanie wielu rzeczy, które straciłem w życiu. Począwszy od zdrowia, poprzez karierę, aż po kwestie rodzinne. Wszystko na własne życzenie. Wziąłem się za książkę trochę na wyrost, bo szybko okazało się, jak ekstremalnie trudno pogodzić bardzo ciężką i pracowitą codzienność z pisaniem. Początkowo był to zbiór kilkudziesięciu zapisków, które udało mi się stworzyć w wolnym czasie. Zwróciłem się do mojego przyjaciela Leszka Gnoińskiego, który pomógł mi złożyć je w całość.

    Pierwotne plany tej książki zakładały wywiad-rzekę, jednak wywiad jest zawsze przefiltrowany przez jakiegoś redaktora, przez drugiego rozmówcę, a ja czułem, że to może zaburzyć tę bolesną prawdę, którą starałem się przekazać na temat choroby i na temat siebie samego. Samodzielne przelanie myśli na tak zwany papier wyrażało większy ładunek emocjonalny tej bardzo osobistej i miejscami bardzo bolesnej historii. „Najsłodszy” to jest niezwykle emocjonalna książka, dzięki której mogłem na papier przelać wszystkie moje uczucia związane z zaniedbywaniem się w chorobie, z resztą nie tylko cukrzycy, bo jest to również opowieść o udarze, otyłości, przeszczepie i depresji.

Twoja książka to nie jest opowieść skupiona wyłącznie wokół cukrzycy czy udaru, ale bardzo holistyczna historia walki z własną fizycznością, kompleksami czy emocjami. Trudne było odsłanianie się przed czytelnikami na tylu polach, z tak intymnych szczegółów?

  • Oczywiście, że było, ale to szczere wyznanie w ściśle określonym celu. Każdy zrobi z tą opowieścią, co zechce. Ja mam taki styl mówienia, zawsze prosto z mostu. Wydaje mi się, że jestem osobą, która bardzo bezpośrednio komunikuje się ze swoim odbiorcą. To bardzo często było okupione różnego rodzaju skandalami i poważniejszymi konsekwencjami, które mnie w życiu zawodowym spotkały. Jak okazuje się w chorobie żyłem dokładnie tak, jak w pracy i w domu. I to jest historia, która zbiera te wszystkie wątki w jedno. Od poniekąd nieświadomego samego dzieciństwa, po tragiczny finał.

    Zależało mi bardzo na opowiedzeniu tej historii szczerze do bólu, ponieważ – jak  często powtarzam – cukrzyca to choroba kłamców. Ja okłamywałem wszystkich wokół, ze sobą na czele. „Najsłodszy” to nie jest historia moich sukcesów, tylko jednej wielkiej porażki. Nie piszę w niej źle o ani jednej osobie poza sobą samym. Ja tu jestem czarnym charakterem i starałem się przekazać to najwierniej, jak potrafiłem.

Bałeś się reakcji czytelników?

  • Opowiadam moją historię już od kilku lat i mam bezpośredni kontakt z odbiorcami. Słyszę zaskoczenia, że można o różnych kwestiach mówić tak bezpośrednio, ale też podziękowania. Wiele osób identyfikuje się z tą opowieścią, bez względu na to, czy chorują na cukrzyce, czy inne choroby. Czy walczą z kompleksami, czy z nieśmiałością. Takie reakcje zawsze bardzo mnie cieszą.

    Wszyscy jesteśmy ludźmi i często uciekamy od bolesnej prawdy, jaką jest choroba. Nie przyznajemy się do swoich słabości – one z resztą są dzisiaj bardzo niemodne, w czasach kultu ciała, gdy tworzymy wokół siebie mit superherosów z Instagrama i Facebooka. Chorowanie nie jest wpisane w jednorodzinne domki, białe labradory i uśmiechniętą rodzinę jedzącą zdrowe posiłki, wyjeżdżającą na luksusowe w czasy i ubierającą się w drogie ubrania. Abstrakcyjna rozmowa o jakiś tam dolegliwościach na niwie zdrowotnej jest często równie lakoniczna i nierealna, bo obarczona mitami, które nie mają nic wspólnego z leczeniem i prawdą.

     

Michał Figurski wywiad
 


Założyłeś fundację „Najsłodsi”, prowadziłeś audycję „Niezły pacjent” w Radiu Zet i na YouTube, jesteś więc w samym środku współczesnej dyskusji o cukrzycy w Polsce. Jak z twojej perspektywy zmieniło się postrzeganie tej choroby od lat 90. gdy pierwszy raz usłyszałeś diagnozę?

  • Mam niestety poczucie że niewiele się zmieniło. I to mnie bardzo boli, z perspektywy członka Fundacji uczestniczącego w spotkaniach z młodymi i starszymi ludźmi. Wokół cukrzycy krążą nieprawdopodobne mity, potężna niewiedza i gigantyczna hipokryzja – zarówno wśród pacjentów, jak i wśród lekarzy. Nie mówimy o cukrzycy wprost, a mówienie o niej wprost, to wyraźne powiedzenie, że jest to choroba śmiertelna.

    Wiele osób oburza się, że pacjenta nie wolno straszyć, a z chorobą trzeba się zaprzyjaźniać. Mówić w sposób najbardziej przystępny i łagodny, że da się z nią żyć. Ja sam wybrałem taki wariant życia, który nie miał nic wspólnego z przeżyciem, bo mało brakowało, a nie rozmawialibyśmy tutaj. I dalej nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lepiej działać poprzez pozytywny komunikat, czy wręcz odwrotnie, czyli strach, na który byłem głuchy. Ja wybrałem opcję „Najwyżej umrę, ale spędzę to życie najintensywniej, jak tylko potrafię”. Tylko, że śmierć wcale nie jest wyjściem. Po drodze jest jeszcze kalectwo, potężne cierpienie. A potem mnóstwo czasu, energii i pieniędzy poświęconych na odzyskanie chociażby części tego, co się straciło poprzez zaniedbanie cukrzycy. I myślę, że musimy o tym mówić.

W dyskursie o cukrzycy było coś, co cię szczególnie irytowało?

  • Jako młody człowiek absolutnie nie znosiłem wysłuchiwania historii o pacjentach idealnie prowadzących się w cukrzycy. Takich, którzy mieli idealny poziom cukru, żyli według harmonogramu, jaki dyktowała choroba, czyli aktywnie, żywiąc się zdrowo, unikając używek i wszystkiego tego, co może chorobę pogorszyć. Wychodziłem wściekły z gabinetu, słuchając takich przykładów. Pamiętajmy, że takich ludzi jest promil. Niestety większość z nas jest taka, że nie chcemy słuchać tego, co mówi lekarz – niezależnie o jakiej chorobie rozmawiamy. Wszyscy czasami okłamujemy lekarza: że nie palimy, nie pijemy, prowadzimy się zdrowo i jeszcze codziennie biegamy dwa kilometry.  

Jakbym sam siebie słyszał u lekarza…

  • Wszyscy tak robimy! W chorobie okłamujemy lekarza, okłamujemy najbliższych i okłamujemy siebie. „Najsłodszy” jest kroniką kłamstwa, które trwało 30 lat. Często uprawiamy tę hipokryzję, niewidoczną i bezbolesną jak sama cukrzyca, nieweryfikowalna na żadnym etapie. I – jak jeszcze raz podkreślam – śmiertelna.
     

Michał Figurski wywiad
 

W książce mówisz też o dużej roli terapii i wsparcia psychologicznego w procesie mierzenia się z chorobą. Jakie twoim zdaniem wsparcie powinni dostawać pacjenci szpitali w tym zakresie?

  • Polskie Towarzystwo Diabetologiczne – i każde inne związane z cukrzycą – już od lat stara się stworzyć jakiś program opieki i program terapii dla osób z cukrzycą. Cieszy mnie to bardzo. Dopiero w ostatnim czasie uznano, że każda terapia diabetologiczna powinna rozpoczynać się w gabinecie psychologicznym i to jest świetna wiadomość. W końcu moja własna historia jest historią człowieka w stanie ciągłego pogubienia. Byłem bardzo młodym człowiekiem, który w pewnym sensie usłyszał wyrok – w jego życiu nagle wszystko się zmieni i będzie musiał zrezygnować z takiego życia, jakie prowadzą jego rówieśnicy. Takiego, jakie wyobrażał sobie, że będzie prowadził. To jest tak potężny i bolesny komunikat, że nie może obejść się bez konsekwencji. Dlatego pod wieloma względami „Najsłodszy” to jest pamiętnik pogubionego i cierpiącego samobójcy.

Temat „odraczanego samobójstwa” przyświeca w zasadzie każdemu rozdziałowi twojej książki.  

  • To jest ważny wątek – historia człowieka, który cały czas zmierza ku przepaści, bez względu na okoliczności czy sygnały z zewnątrz. To jest misja samobójcza. A samobójcom pomagają tylko psychiatrzy i psychologowie.

Powiedzmy, że młody człowiek dostaje diagnozę na cukrzycę. Jakie twoim zdaniem powinny być jego pierwsze kroki?

  • Najważniejsze jest to, czego się dowie o cukrzycy, w jaki sposób zostanie mu to przedstawione i jakiego nabierze przekonania o swojej chorobie. Ja jako dziewiętnastolatek dostałem cały stos kolorowych ulotek, które w bardzo lakoniczny sposób starały się wytłumaczyć mi, czym jest cukrzyca oraz grube tomisko napisane medycznym językiem, kompletnie dla mnie niezrozumiałym. Do tego trafiłem na salę szpitalną z trzema osobami: narkomanem, alkoholikiem i księdzem. Każdy chory na cukrzycę i każdy inaczej podchodzący do swojej choroby. Jeden z nich podkreślał, że należy w chorobie dobrze się odżywiać, więc wcinał boczek. Drugi twierdził, że może obżerać się czymkolwiek tylko chce, bo po to przecież ma insulinę. A ostatni mówił, że należy pić wódkę, bo ona skutecznie obniża cukier we krwi. Jak myślisz, kogo taki młody człowiek chętniej posłucha? Ja miałem nieszczęście trafić do takiej recydywy, która stała się moim vademecum. A do tego doszła jeszcze remisja cukrzycy, czyli wyciszenie tej choroby na moment, przez co nabrałem poczucia, że wszystko będzie wspaniale. Oto jestem nieśmiertelny, ja, ten jeden, jedyny Michał Figurski. Pokonał cukrzycę, chociaż wmawiano mu, że jest nieuleczalna.

„Najsłodszy” to w dużej mierze opowieść o gigantycznej pasji: do życia, do radia. Jak ta miłość u ciebie zmieniała się przez lata?

  • Ja jestem w życiu w kilku związkach małżeńskich. Przede wszystkim oczywiście z moją małżonką. Jestem też w związku z cukrzycą, która jest tylko zaleczona przeszczepem i w każdej chwili może powrócić. Tylko ode mnie zależy, czy wróci z impetem, czy dalej będziemy żyli w takim szczęśliwym związku jak teraz. No i jest moja trzecia żona, czyli radio – wydaje mi się, że jesteśmy w sobie zakochani z wzajemnością. Ten związek trwa i mam nadzieję, że trwać będzie całe moje życie. To jest ogromne szczęście, mieć zajęcie, którą się kocha.

    Cały „Najsłodszy” to w dużej mierze też książka o miłości. Podkreślam w niej na każdym kroku, że miałem ogromne szczęście spotkać ludzi, którzy mnie kochali, próbowali ratować i w końcu uratowali. Gdyby nie miłość tych wszystkich osób, to bym nie żył. Dlatego na pierwszej stronie książki dałem cytat z Johna Lennona „All you need is love”. Bo w życiu najważniejsze nie jest zdrowie, tylko miłość. Jeżeli miłości nie ma, to zdrowia też nie będzie.

Więcej wywiadów znajdziesz na Empik Pasje.

Zdjęcia w tekście: Materiały wydawnictwa Wielka Litera