Sookie Stackhouse. Tom 11. Martwy wróg

Szybko się czyta ale serial w tym przypadku dużo fajniejszy

Ciekawa seria o przygodach fajnej i sympatycznej Sookie

Podobnie jak w przypadku poprzednich części - pochłonięta w pół dnia. Dostałam odleżyn ale nie ruszyłam się z miejsca aż do ostatniej strony. Język, klimat południa, bohaterowie mocnym piórem kreśleni, jestem całkowicie zafascynowana światem Sookie. Jako fanka również serialu opartego częściowo na serii, nie siliłabym się na porównania - to dwa odrębne światy, każdy ma swoje plusy, łączy je to coś, co sprawia, że i książki i ekranizację się chłonie ,przenosząc do Bon Temps za każdym razem z taką samą przyjemnością i dreszczykiem wzdłuż kręgosłupa :)

książkę przeczytałam piorunem, zresztą jak wszystkie pozostałe, na każdy kolejny tom czeka się długo a czyta je w jeden dzień

Oto kolejny, już 11 tom z cyklu o Sookie Stackhouse. Nasza główna bohaterka z łatwością przyciąga kolejne kłopoty i zdobywa następnych wrogów, zatem nadal nie może zaznać chwili spokoju. Nie jest to nic nowego. Stale ktoś próbuje ją zabić, bezpośrednio bądź przez wynajętych zbirów. Na chwile odpoczynku nie ma co liczyć. Dodatkowo odnalezione na strychu przedmioty odkrywają przed główną bohaterką okoliczności największego rodzinnego sekretu. Autorka nadal utrzymuje taki sam styl pisania. Język jest prosty, momentami wulgarny, jednak nie jest to stosowane przesadnie. W tej części także nie zabraknie erotycznych scen. Książka trzyma poziom swoich poprzedników, a sama autorka uświadamia nas, że życie Sookie nie może być nudne i zawsze może wydarzyć się coś niespodziewanego. Książkę polecam stałym Czytelnikom cyklu o Sookie oraz miłośnikom twórczości samej pisarki. Nudzić się przy niej nie można.