Wpatrzony w ścianę

Punkt wyjścia jest w „Pustym przelocie” prosty: młodszy brat opowiada o relacji ze starszym. Z perspektywy dorosłości rozliczna własną rodzinę, odejście ojca, samotność matki na chwilę zagłuszaną obecnością kolejnych przelotnych kochanków. Próbuje uporządkować wspomnienia dotyczące popadania w choroby. Widzimy przegranego, wycofanego czterdziestolatka, jednocześnie zobojętniałego i  ciągle przerażonego. Cynika i koniunkturalistę, pracującego w stacji telewizyjnej w małym mieście, prowadzącego obrachunek własnych porażek. Ale jednocześnie Odija ustawia swego bohatera w takim świecie, w takiej przestrzeni, gdzie nie ma on prawa wygrać, nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Może jedynie minimalizować straty, osłaniać się przed ciosami padającymi z najbardziej nieoczekiwanych stron. Zaiste odpowiednia powieść na tę polską jesienio-zimę, zanurzoną w smogu. Autor podejmuje tu ryzykowną grę, skazując swoich bohaterów na sztampowe porażki, balansuje na granicy kiczu i czasem nie udaje mu się tej równowagi zachować. Obaj synowie przekonani są, że matka obciąża ich winą za odejście ojca, który w ogóle nie chciał mieć dzieci. Młodszy uważa, że to starszego woli, że całe uczucie przelewa na pierworodnego, a dla drugiego pozostają tylko resztki. Nazywa ją w myślach wyłącznie „matką”, miesiącami z nią nie rozmawia, ale jednak wciąż nie jest odporny na jej pasywno-agresywne gry, pojedyncze zdania budzące poczucie winy Na nabrzmiałe od ukrytych znaczeń „jak wolisz”, sprawiające, że zawsze się jej podporządkowuje.

Choć jest to kameralna powieść o dwóch braciach – chorych na alkoholizm i schizofrenię, to Odiji udaje się tu jednocześnie ogarnąć i kryzys kobiecości, i kryzys męskości, przejść od porządku rodzinnego do diagnozy społecznej, od studium choroby do studium rozpadu wszelkich więzi.

Pusty przelot

Nienazwane

Nie wybrałabym „Pustego przelotu” do tego zestawienia, gdyby te drobne poślizgnięcia składały się na obraz płaski i schematyczny. Odija rekompensuje je jednak z nawiązką w opisach braterskiej relacji i schizofrenii starszego - azywanej ciągle „szaleństwem”, „chorobą”, „cierpieniem”. Na tych niespełna dwustu stronach roztacza się bowiem niesamowita historia popadania w szaleństwo, życia w nim dwóch rodzin, pełna zrozumienia i współczucia, a jednocześnie pokazująca absolutną samotność. Autorowi udaje się opowiedzieć o koszmarze schizofrenii bez stygmatyzowania chorych, ujawnić jej okrucieństwo, koszty psychiczne, fizyczne, emocjonalne, pokazać rozpad ciała po neuroleptykach, a jednocześnie ocalić godność bohaterów.

To nie jest powieść naturalistyczna, ani odzierająca, za to przejmująca w precyzyjnych opisach stanów psychologicznych, w badaniu samotności i postępującego wyobcowania ze świata. Choroba starszego brata ujawnia się stopniowo. Najpierw widać niepokój, stany agresji i pobudzenia, potem dołączają do nich bezsensowne monologi, zaniki pamięci, utrata panowania nad sobą, ucieczki z domu i wałęsanie się po mieście, nadzwyczajne przypływy siły fizycznej, utrata wagi, obsesje. Odija opisuje swojego  bohatera w szpitalu, pod wpływem leków, w domu, otumanionego kolejnymi tabletkami, latami pozostającego w zawieszeniu między stanami pobudzenia a napadami melancholii. Żyjącego w ciągłym poczuciu, że towarzyszy mu jakaś Obecność, od której chciałby się uwolnić, ale która go osacza, jest nieskończona i ciągle obecna. Ta walka kończy się, gdy starszy brat skacze z wysokiego, trzeciego piętra kamienicy.

Słowo „samobójstwo” powraca w powieści tylko dwa razy – raz w odniesieniu do 16-latki, która zabiła się prawdopodobnie z powodu zawiedzionego uczucia (młodszy brat robi o niej reportaż do serwisu telwizyjnego ), a potem, gdy wykonuje po jakimś czasie telefon do psychiatry prowadzącego starszego w szpitalu, przy czym nie chce mu ono w ogóle przejść przez usta. I choć przeżywa wciąż ten wieczór, swoją odpowiedzialność, dusi się od poczucia winy i funkcjonuje tylko dzięki temu, że próbuje je zapić, to jednocześnie w żadnej rozmowie nie potrafi nazwać tego wydarzenia wprost.

3 x kryzys

Młodszy brat rozwala relację z własną żoną, praktycznie nie widuje swojego syna, bo wciąż wraca do domu rodzinnego, w którym chroni się brat starszy. Ani matka, ani żona nie uczestniczą właściwie w ich relacji], obserwują zdarzenia z linii bocznej. Tak samo zachowuje się Ta Jedyna, ukochana starszego brata, która opuszcza go go po jednym z napadów szału. Żyje później przez lata z wyrzutami sumienia, że nie podołała, nie pomogła, kiedy widziała pierwsze objawy choroby.

Żona młodszego i kochanka starszego właściwie nie mają tu wielkich szans, bo choć obaj bracia próbują budować swoje osobne życie, to ciągle dają się trzymać w szachu matce. Kobiecie, która sprawuje funkcję kierowniczki w Urzędzie Stanu Cywilnego, lubi obgadywać cudze śluby, a jednocześnie nie potrafi zbudować dojrzałej relacji z własnym dziećmi, rzutuje na nich swoje kompleksy. Nie wystarczy, że obaj muszą mierzyć się z chorobami (młodszy zaczyna pić, kiedy starszy trafia do szpitala psychiatrycznego), przeciwko nim staje jeszcze matka, gdy informuje ich o tym, że właściwie są dziećmi niechcianymi. Starszy próbuje to – w teorii – nieprzynależne miejsce na świecie uzasadnić, spełniając z nawiązką jej oczekiwania. Jako dziecko nie płacze, nie chce niepokoić, idzie na studia wybrane przez nią, zostaje aktorem, bo ona uważa ten zawód za interesujący. Młodszy rzuca w końcu picie, ale nie może liczyć na wsparcie matki. Tanie tylko częstuje się przy nim nalewką, ale też opowiada o rzeczach, które właściwie natychmiast trzeba zapić.

Odija w „Pustym przelocie” pokazuje paradoksalną relację rodzinną, ze słabymi kobietami, wycofującymi z odpowiedzialności za rodzinę, uciekającymi w przymykanie oczu, przerzucanie odpowiedzialności, zakłamywanie. Matka woli, by wszyscy sądzili, że ojciec wyjechał za pracą za granicę, a potem porzucił rodzinę. Nie chce przyznać, że on także był schizofrenikiem. Kiedy na tę samą chorobę zapada starszy syn, ona rozpowiada koleżankom, że wyjechał na stypendium aktorskie. Kolejną wstydliwą tajemnicę rodzinną woli przykryć mało spójną opowieścią o wielkim sukcesie zawodowym. Z tym wstydem, milczeniem, nagle ujawnianymi faktami zostaje syn młodszy. Pełny przerażenia i napięcia obserwuje swojego własnego potomka, szukając w nim pierwszych symptomów choroby, przekonany, że nad tą rodziną ciąży jakieś fatum i żadne pokolenie się jej nie ustrzeże.

Silna relacja łączy za to braci, którzy tworzą własny mikroświat, budują odrębne pole wspomnień, odniesień i zrozumiałych tylko dla nich półsłówek. A jednocześnie, pomimo braterskiego uczucia i wspólnych doświadczeń, nie udaje im się przeskoczyć bariery języka. Choć obaj trafiają na dno, wciąż w rozmowach powraca zaskakująca wymiana zdań: „Wszystko w porządku? – W porządku”, jakby dotykające ich zdarzenia były za duże na męsko-kaleki język wyniesiony z domu. Jakby nie była im dana możliwość opowiedzenia o doświadczeniu cierpienia. Młodszy, odepchnięty przez matkę, z nieobecnym ojcem, obojętną poniekąd żoną, trwa w relacji ze starszym bratem, uznaje ją za najważniejszy swój związek. Gdy ten się rozpada, nie pozostaje mu także nic poza rozpaczą.

Sposób, w jaki autor opisuje schizofrenię, poczucie matni, bliską braterską relację, jest tu tak dobry, że wybaczyć należy wszystkie kiczowate rozwiązania, czy protekcjonalne nazywanie kochanki „Tą Jedyną”. „Pusty przelot” opowiada bowiem faktycznie o pustce, a nade wszystko o braku języka, którym można przedstawiać świat, o milczeniu przejmowanym przez dzieci od dorosłych, o tym, że sama miłość z reguły nie wystarcza.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.