Autorka: Olga Kowalska

„Dziennik śmierci” Chrisa Cartera, „Wilkołak” Wojciecha Chmielarza i „Kukły” Macieja Siembiedy to trzy kontynuacje poczytnych serii, w które wpadłam jak śliwka w kompot. Chociaż pierwsze tomy warto przeczytać, ich znajomość nie jest na szczęście konieczna, by czerpać frajdę z mrocznej lektury. Nie poznawszy wszystkich wcześniejszych tytułów, z zaskoczeniem odkryłam, że mogę umościć wygodnie na fotelu i nic nie stoi na przeszkodzie, bym eksplorowała późniejsze losy bohaterów, po których przeszłość dopiero sięgnę. Trzej pisarze zadbali bowiem o to, by czytelnik mógł zanurzyć się niebezpiecznym świecie ich charyzmatycznych postaci i bez większego problemu odnaleźć się w opisywanych historiach.

„Dziennik Śmierci” Chris Carter ( Robert Hunter #11). Thriller kryminalny

Masz coś, co należy do mnie... (...) A ja chcę to odzyskać.

 

Dziennik śmierci

 

Chris Carter od lat udowadnia, że posiada rzadką umiejętność tworzenia nieszablonowych kontynuacji, które zaskakują i przyciągają uwagę czytelnika tak samo intensywnie, jak intryga, od której wszystko się zaczęło. Dawniej specjalista od psychologii kryminalnej, który miejsca zbrodni i umysły morderców poznał od podszewki, dzisiaj wykorzystuje swoje doświadczenie w literackim fachu. Chociaż niektórzy twierdzą, że niepotrzebnie epatuje przemocą, to Carter niezmiennie odpiera zarzuty. Tłumaczy, że to i tak niewiele w porównaniu z tym, co naprawdę można znaleźć na miejscu zbrodni i jak daleko może posunąć się zwyrodniała wyobraźnia psychopatów.

Nic dziwnego, że autor ma tylu wiernych fanów, którzy tylko czekają na kolejne książki. Teraz, jedenaście tomów po uwielbianym debiutanckim „Krucyfiksie”, detektyw Robert Hunter powraca tłumaczeniu Radosława Madejskiego, by rozwiązać zagadkę „Dziennika śmierci”.

Skradziona śmierć

Jest coś niepokojącego w niemal wiosenno-letniej atmosferze Bożego Narodzenia, rozgrzanej kalifornijskim słońcem Los Angeles. Gorączka zakupów, euforia przygotowań – coś buzuje, rozpycha się i czeka, by zaatakować. Tak jak Angela, sprytna złodziejka, dla której przedświąteczne tygodnie to najlepszy czas, by obłowić się po pachy. Nie spodziewa się jednak, że ofiarą jej kolejnego łupu okaże się... seryjny morderca. W skradzionej teczce nie znajduje bowiem wypchanego po brzegi portfela, lecz równie pękaty dziennik, a w nim szczegółowe relacje ze zbrodni. Opisy kolejnych ofiar oraz ich zgonów zostały opatrzone zdjęciami oraz śladami krwi.

Gdy dziennik trafia w ręce Roberta Huntera, dni zwyrodnialca zdają się być policzone. Ale czy na pewno? Dziesiątki zaginionych osób, porzucone ciała, brak konkretnego modus operandi... Pozornie nic nikogo ze sobą nie łączy.

Pod powierzchnią zbrodni

Groteskowe inscenizacje zbrodni, makabryczne opisy, teatr okrucieństwa i potworności. U Cartera człowiek człowiekowi jest potworem, bestią, katem. Ofiary żywcem obdarte ze skóry, spalone czy roztopione kwasem, zakopane w ziemi... Pisarz nie odpuszcza ani swoim czytelnikom, ani bohaterom. Sięgając po jego książki, warto być świadomym, co znajdziemy w środku. A jednak – pod powierzchnią zbrodni i wymyślnych tortur autor przemyca ważny społeczny komentarz (dający do myślenia szczególnie po tej drugiej stronie oceanu). Nie chcąc zdradzać zbyt wiele, mogę jedynie podpowiedzieć, że Carter bierze pod lupę problem, który narasta wraz z kolejnymi konfliktami zbrojnymi, a z którym nie mogą poradzić sobie ani demokraci, ani republikanie.

Czytając, przyglądajcie się uważnie – w „Dzienniku śmierci” wszystko służy czemuś bardzo konkretnemu. Historia, którą snuje Carter, chociaż przerysowana do granic możliwości, czerpie z błędnego koła historii. Ale już dość! Nic więcej nie powiem.

„Wilkołak” Wojciech Chmielarz (Dawid Wolski #3). Thriller kryminalny

Czy było warto?

– Nie.

 

Wilkołak, Wojciech Chmielarz

 

Wojciech Chmielarz po kilku latach przerwy powraca do kryminalnych korzeni, czyli do cyklu gliwickiego. Po „Wampirze” oraz „Zombie” wieńczy trylogię z Dawidem Wolskim dosadną puentą „Wilkołaka”. Domyka wątki, daje upragnione odpowiedzi i… żegna posłowiem.

Antypatyczny (anty) bohater. Detektyw Wolski na tropie

Prywatny detektyw Dawid Wolski staje w szranki z własną przeszłością. Na pogrzebie ojca dostrzega ukochaną, utęsknioną osobę, którą utracił przed laty. Iga – starsza, mocno zmieniona, ale to ona. Tylko jak to możliwe, skoro jej zmasakrowane ciało już dawno temu spoczęło w ziemi? Tajemnicza kobieta znika sprzed oczu Wolskiego. Jedyną szansą na rozwiązanie obsesyjnej zagadki jest otwarcie grobu. A potem? Stęsknieni za Wolskim czytelnicy cofną się tam, gdzie wszystko się zaczęło i gdzie musi się też zakończyć.

Bo to zła kobieta była

Jego arogancki sposób bycia, buta, poczucie wyższości nie dają się lubić. Czarny humor Wolskiego wszystko i wszystkich spowija ciemną mgłą. To ten rodzaj antybohatera, który potrafi zirytować. A tu jeszcze Chmielarz otacza go kobiecym kręgiem, równie złośliwym i złowieszczym jak sam detektyw. Z pewną satysfakcją śledzimy udrękę bohatera. Autor umiejętnie prowadzi swoje tortury – od pierwszych stron droga naszego bohatera jest trudna i najeżona wyzwaniami, a im bliżej do prawdy, tym większy ból. Całość eskaluje, by uderzyć w zaskakującym finale.

„Kukły” Maciej Siembieda (Jakub Kania #4). Thriller przygodowy

Nadchodzą nowe czasy, które będą należeć do nowych ludzi.

 

Kukły, Siembieda

 

Nie wiem, jak Maciejowi Siembiedzie udaje się sprawić, że każdą kolejną fabułę jego powieści szczegółowo googluję, poszukując jej potwierdzenia w rzeczywistości. Być może dlatego że to jeden z tych twórców, którzy mają prawdziwy dar łączenia historii i czasów współczesnych. Dorzucają kolejne smaczki i ciekawostki jak wisienki, mylą tropy, ściągając zahipnotyzowanego czytelnika na manowce. Nie inaczej jest z „Kukłami”, w których na tapet autor bierze temat, który przyciąga od tysiącleci – pogoń za nieśmiertelnością!

Zagadki historii

Prokuratorska kariera Jakuba Kanii dopiero powoli rozkwita, a on sam wydaje się jeszcze nie do końca gotowy na to, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Na szczęście jest bystry i nie boi się ryzykować, tym bardziej, gdy wyrasta przed nim nie lada wyzwanie. Makabryczne odkrycie w pewnym śląskim kościele zmusza bohatera, by cofnął się do pożaru 1939 roku, gdy spłonęła rezydencja pewnego grafa. Grafa, którego miejscowi podejrzewali o konszachty z diabłem. Jak się okazuje, bardzo słusznie, chociaż ów diabeł niewiele miał wspólnego z chrześcijańskim wyobrażeniem.  

Co ciekawe, motyw tajemniczego odkrycia dokonanego w krypcie kościoła miał miejsce naprawdę. Co więcej, sam Maciej Siembieda, pracując jako dziennikarz śledczy, trafił tam, ale... za późno! Krypta była zamurowana, znalezisko zabrane, a świadkowie powtarzali ustaloną między sobą wersję. To właśnie ten pieczołowicie ukryty, pilnie strzeżony przed opinią publiczną sekret stał się zalążkiem „Kukieł” i zainspirował autora, by popchnąć całą opowieść o kilka kroków dalej.

Pośród tajemnic

Tajne organizacje, nazistowskie okultystyczne stowarzyszenia, marzenia o nieśmiertelności... W powieści tajemnica goni tajemnicę, sekret goni sekret, a nasz prokurator podejmuje się gry, która zaprowadzi go w najmniej spodziewanym kierunku. Odnajdziemy tu sensację, kryminał, przygodę – wszystko to, co sprawia, że całość czyta się z największą możliwą przyjemnością. Kolejne rozdziały pokonałam z ustami rozdziawionymi ze zdziwienia i czystej, dziecięcej ciekawości. „Kukły” to powieść tak fantastycznie napisana, tak intrygująca, tak pełna dziwacznych ciekawostek i tajemniczych motywów, że chciałoby się móc po lekturze przeżywać raz jeszcze tę przygodę na ekranie.

Kto pokochał przed laty książki Dana Browna, ten u Macieja Siembiedy odnajdzie się jak ryba w wodzie i z radością zanurzy się w tej niezwykłej przygodzie!

To jak, który tytuł przeczytacie po zmroku jako pierwszy? Ostrzegam, że nie będziecie potem spać spokojnie.

Więcej poleceń znajdziecie w pasji Czytam.