Dawno temu, za górami, za lasami, miałam dwa tomy książki z baśniami.

Okej, już się opanowuję. W każdym razie kochałam moich podwójnych Grimmów w zielonych, miękkich okładkach, stanowili żelazną lekturę na każdą spędzaną w łóżku chorobę, a potem rozpadli się dokumentnie, jak wiele paskudnie wydanych książek z lat osiemdziesiątych. Miałam nawet pomysł, żeby zapewnić im nową oprawę, ale introligator wybuchnął śmiechem i powiedział, że za takie pieniądze, jakie musiałby ode mnie wziąć, kupię sobie ładniejsze wydanie. W każdym razie Grimmowie (i baśnie w ogóle) są mi szalenie bliscy, jako kulturoznawczyni i jako byłemu dziecku. Dlatego z niepohamowaną radością rzuciłam się na wydane przez Dwie Siostry w serii „Świeżym okiem” nieznane baśnie braci Grimm, w wyborze i tłumaczeniu Elizy Pieciul-Karmińskiej, która od dawna przybliża polskim czytelnikom i czytelniczkom spuściznę niemieckich badaczy folkloru.

Baśnie dla dzieci i domu?

Dlaczego ta książka jest wyjątkowa? Tłumaczy to w posłowiu Pieciul-Karmińska. Polskie wydania baśni oparte były na siódmej, ostatniej autoryzowanej przez Wilhelma Grimma, wersji zbioru. Młodszy z braci niestrudzenie, aż do śmierci, edytował i wygładzał pozyskany materiał (tłumaczka opowiada też o genezie baśni i romantycznym poszukiwaniu ducha ludu, ale nie chcę streszczać wszystkiego). Pierwsza wersja „Baśni dla dzieci i domu” miała charakter naukowy, była wyposażona w przypisy, przedmowę, rozważania filologiczne i w zamyśle autorów-zbieraczy stanowiła bazę dla przyszłych badań. Czy baśnie w tej wersji nadawały się dla dzieci? Tak sobie - i wcale nie dlatego, że były okrutne. Pieciul-Karmińska rozwiera zresztą ten mit, pokazując, że opowieści z pierwszej wersji zbioru były często pozbawione krwawych, dosadnych morałów znanych z późniejszych przeróbek (a potem znowu usuniętych w sentymentalnych, quasi-disneyowskich wydaniach, i znowu odkrytych). Po prostu pierwsze wydanie nie zakładało dziecięcej publiczności, było - jak wspomniałam - zbiorem przeznaczonym dla pasjonatów folkloru, etnografów, lingwistów itp. Dopiero potem Wilhelm zabrał się uładzanie logiki opowieści, dodawanie wychowawczych sensów oraz usuwanie erotyki, której w pierwszych wersjach nie brakowało (patrz: Roszpunka naiwnie pytająca czarownicę dlaczego jej sukieneczka stała się za ciasna w pasie), przystosowując baśnie dla swoich mieszczańskich odbiorców i odbiorczyń oraz ich pociech.
 

Baśnie braci Grimm recenzja
 

Podobnie „Żyli długo i szczęśliwie, póki nie umarli” nie do końca jest książką dla maluchów i przestrzegałabym przed pochopnym kupowaniem jej w gwiazdkowym prezencie dla kilkulatków. Na dorosłego (lub mocno świadomego) czytelnika/czytelniczkę wskazuje chociażby warstwa graficzna, za którą odpowiedzialna jest Michalina Jurczak. Jej ilustracje są surowe, narysowane grubą, świadomie niechlujną kreską, a ich bohaterowie i bohaterki przypominają raczej postaci z książek Doroty Masłowskiej niż piękne księżniczki i odważnych królewiczów. Pety i puste butelki ścielą się gęsto, a niektóre strony poznaczone zostały szalenie realistycznymi odciskami krwawych palców. Jako pięciolatka pewnie zaliczyłabym kilka nieprzespanych nocy.

Surowość ilustracji odpowiada charakterowi tekstów. Są tu baśnie znane („Żabi król albo Żelazny Henryk”, „Dziecko Maryi”, „Roszpunka”, „O złotym ptaku”), ale w wersjach o wiele bardziej ascetycznych, oskrobane do fabularnych kości. Niby nic, a jednak robi to przedziwne wrażenie, zmuszając (przynajmniej mnie) do pochylania się nad każdym zdaniem. To z kolei generuje nową tajemniczość: nie zadziwia mnie już przemiana żaby w księcia, ale zatrzymuję się nad momentami niezrozumiałymi. Dlaczego królewna uważa, że żaba nie może wyjść z wody? I dlaczego płaz przemienia się w księcia i nagradza królewnę kiedy ta rzuca nim ze wstrętem o ścianę? Nie wiem, nie rozumiem, ale kiedyś, dla kogoś, to wszystko miało sens, który zniknął w mroku wieków. Oczywiście zawsze można do baśni przyłożyć teorie psychoanalizy i będzie pasowała jak pantofelek na stopę Popielątka - co z kolei przypomina mi, że w Państwowym Instytucie Wydawniczym wyszło właśnie wznowienie „Cudownego i pożytecznego. O znaczeniach i wartościach baśni” Bettelheima.
 

Cudowne i pożyteczne o znaczeniach i wartościach baśni
 

Last but not least, rarytasem są oczywiście baśnie nietłumaczone do tej pory na polski, wśród nich „Okerlo” o wyspie ludożerców, „Jak dzieci bawiły się w świniobicie” (nawet nie pytajcie) czy cudownie absurdalna „Dziwaczna uczta” (występują: krwawa kiszka, wątrobianka i małpa z wielką dziurą w głowie). Polecam dla pasjonatów i pasjonatek baśni, pięknie wydanych książek i jako doskonały prezent pod choinkę.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam.